Po powrocie z Oslo zrobiłem ślepy test trzech wód.
Wyniki były tak porażające, że test nie musiał być ślepy.
Zaparzyłem w identyczny sposób w v60 trzy Kenie zalewając je wrzącą wodą (by było sprawiedliwie, bo grzałem w różnych konewkach):
-kranówką toruńską
-żywcem z butki 19l którego używam na co dzień
-kranówką z lotniska w Oslo
Napar zalany kranówą toruńską (281ppm) był niesmaczny, niemal niepijalny. Przywołał wspomnienia smaku z dzieciństwa - aptecznego earl greya ze szklanki z koszyczkiem z "mineralnymi okami" na powierzchni. Płasko, bez kwasku, niczym mdły, diacetylowy, maślany lager.
Napar z żywca (137ppm) znany, lubiany, więc sprawił wrażenie dość neutralnego. Tutaj spodziewałem się ewidentnej różnicy wobec kranówy i taka nastąpiła.
Ale takiego szoku jakiego doznałem po spróbowaniu naparu na norweskiej kranówce (podobno ok. 50-60 ppm) zupełnie się nie spodziewałem. Tak jakby krótkowidz założył okulary - wyrazistość, przejrzystość, cudownie żywe, gilgoczące kwaski. Miazga!
Czekam na "wodę w proszku" z USA, nie porównam jej co prawda z cudownym zdrojem z Oslo (bo się skończył
), ale na pewno poddam testom porównawczym