Dwa dni temu zacząłem eksperymenty z karawelką i powoli kawa zaczyna być pijalna (pierwsze 5 szotów poszło do zlewu
) choć do ideału jeszcze daleko.
Przy większych dozach i mocnym ubiciu i odrobinę grubszym przemiale (kinu m47 1,4) wychodziła piękna crema, kawa ma konsystencję syropu, ale jest potwornie kwaśna i niesamowicie gorzka zarazem. Wielokrotnie piłem kiepskie espresso, ale nigdy nie sądziłem, że da się uzyskać tak piekielny efekt
. Ciastko suche i eleganckie.
Szot o przyzwoitym smaku uzyskałem następująco:
podwójne sitko
95 stopni
przemiał dość drobny (kinu 1,2 2/4 na gwincie 0,75)
średnie ubicie
pierwsze zaczerpnięcie 5 s i opuszczenie do pierwszych kropel
kolejne zaczerpnięcie 10 s i opuszczanie przez 20 s
nie znam dozy bo jakiś czas temu zdechła mi chińska waga, ale po średnio mocnym ubiciu do krawędzi sitka zostaje jakieś 7 mm.
W sitku zostaje paskudne błoto...
Niewątpliwie gdzies popełniam błąd.
Macie jakieś podpowiedzi dla ciamajdy?
Z moich dotychczasowych prób wychodziło, że mocniejsze ubicie i/lub drobniejszy, przemiał powoduje, że nie ma szans na opuszczenie dźwigni, opór jest zbyt duży. Grubszy przemiał, mocniejsze ubicie i/lub większa doza materializuje w filiżance wspomnianą żółć Belzebuba
I jeszcze na marginesie krótka uwaga na temat mojego zakupu u Francesco. Błyskawiczna przesyłka, niezły kontakt, paczka dobrze zapakowana, ale sama karawelka dotarła niestety niesprawna. Okablowanie trzymało się dosłownie na pojedynczych całkowicie utlenionych żyłach i grzałka nawet bez bojlera w ogóle się nie włączała. Poza tym termostat wymagał wymontowania i oczyszczenia zastanej listwy bo niezależnie od temperatury nie odskakiwała, i regulacji. Wbrew pozorom, ponieważ robiłem to po raz pierwszy, zajęło mi to wszystko ładnych kilku godzin i pozostawiło lekki niesmak.