Pamiętam o Twoich refleksjach
. Teraz sugerowałbym Ci wypróbować Brazylie Synestezji. Od dłuższego czasu kupujemy dla potrzeb Synestezji wyśmienite Brazylie, często z fermentowanym akcentem. Powiedzmy, że jest to faza eksperymentów Eli i że pali ona teraz te Brazylie dość mocno, mocniej niż ja bym to uczynił -- warto więc spróbować. Niektóre z takich Brazylii poszły nawet bardzo mocno na modłę prawie Neapolitańską -- ale to wszystko jest bardzo ciekawe jako espresso. Dlaczego tak teraz się dzieje? Ela pali te nowe kawy, próbuje espresso i twierdzi, że mają one ogromne pokłady kwaśnego smaku. Musi więc palić je mocniej, by espresso było zrównoważone... Sam mam wobec tego nieco odmienne zdanie, ale: pożyjemy zobaczymy co z tego wyniknie.
Zawsze twierdziłem, że lepiej jest wypalić kawę za mocno niż za słabo. Tę za mocno paloną zawsze można zaparzyć tak, by efekt był "jadalny", zwłaszcza gdy ziarno jest wyśmienite -- wystarczy zastosować mniejszą temperaturę zaparzania. Z niedopaloną kawą nie da się zrobić nic -- espresso będzie cienkie, naprawdę kwaśne, cierpkie, blade i trawiaste, choćby i kawa była najlepsza. Od dawna już nie zdarza się nam ta gorsza sytuacja, ale raczej unikaliśmy mocniejszego uderzenia ciepła, dlatego teraz z zaciekawieniem przyglądam się i testuję Eli espresso roasty
.
Do jasnego espresso zaś polecam teraz ziarna single-origin, przede wszystkim te z obróbki naturalnej. Myślę, że świetna jest Kolumbia La Claudina -- zdarza mi się zaparza ją ostatnio w formie przelewowej i zaskakuje mnie. Na pewno "odlotowe" są w espresso specjalne Eli mieszanki z Kolumbiami: Puerto Alegre/Casa Negra czyli Colombian Spirit oraz Etiopia Idido/Kolumbia Monte Blanco czyli Sen nocy letniej. Natomiast mieszanka RED jest gdzieś pośrodku. Składa się z zupełnie jeszcze innej Brazylii -- Pantano z obróbki pulped natural, ze swojej natury znacznie bardziej "słodkiej" -- nie wymaga więc jakiegoś mocnego palenia.
Lato się powoli kończy, zachęcam więc do zerknięcia na czekoladowe moje propozycje. Gdy jesteśmy na naszym dzikim zachodzie, często marzy mi się rasowa czekolada. Idę do sklepu i owszem, widzę długie regały z produktami czekoladowymi. W potężnym supermarkecie z konkretnych czekolad, wybór ogranicza się do Lindta i Wawela, bo reszta okropna jest. Lindt jest okropny też, więc zostaje Wawel. OK, kupiłem 90% i się załamałem. Zero smaku. Smakowała mi niedawno tabliczka 100% tej marki. Ale widać to po etykietach: 100% w składzie ma tylko miazgę i masło kakaowe; 90% zaś okazała się sztuczna: zawiera kakao o obniżonej zawartości tłuszczu. Kakao o obniżonej zawartości tłuszczu to w ogóle jest przekleństwo: znajdziecie to w każdym sklepie pod nazwą "kakao". Jest to proszek, odpad z produkcji masła kakaowego. Wszędzie ten proszek jest w tych naszych supermarketach z 10% zawartością tłuszczu i ze strasznie ciemno palonego ziarna. Jeśli już kupujemy taki proszek, to warto poszukać takiego lepszego, w którym jest 20-22% tłuszczu.
Gdy jestem na naszym dzikim zachodzie, zaczynam tęsknić za prawdziwą czekoladą. Tabliczki z naszej aktualnej oferty są niesamowite
. Powiedzmy, że są "ciemne" bo mają 70% kakao, ale moja córka wciąż mi je "kradnie", choć generalnie nie przepada za ciemną czekoladą. Ja z kolei nie przepadam za taką niezbyt ciemną czekoladą, ale gdy już otworzę tabliczkę z Jesenika, nie mogę się oprzeć i muszę sięgnąć po kolejną
. Widzę, że teraz oprócz tabliczek single-origin, została moja ulubiona kompozycja: Pieprz i sól -->>
Xocolatl Pieprz i sól.