W weekend parę espresso zrobione za pomocą j-max. Trudno mi coś o smaku powiedzieć, chyba różnic w stosunku do płaskich żaren nie wyłapałem. Szoty robiłem na Rocie, ekstrakcja była bez zastrzeżeń. Będzie więc li tylko, krótko o ergonomii. Solidna i precyzyjna robota, podobnie jak jx-pro. Mechanicznie bez zastrzeżeń.
Rączka dłuższa od JX-pro (ok 1,5 - 2cm) ale mieli się dość ciężko, znaczy chyba ciut ciężej niż w JX-pro i dużo ciężej niż w Comandante. Na espresso 16g potrzebowałem ok 60 obrotów, JX-pro ok 70 obrotów, Comandante jak kiedyś pod espresso mieliłem potrzebował chyba 160-180. Więc coś za coś. Myślę, że moja żona jasnych ziaren nim nie zmieli.
W celu pewniejszego trzymania młynek powleczony gumą, to pomaga, choć w JX-Pro ta guma się poluzowała i zaczęła przesuwać po roku. W J-Max wygląda, że jest przyklejona, zobaczymy jak będzie z czasem.
Kubeczek na magnesy - bardzo fajnie się trzyma, nic nie odpada w trakcie. Jedynie obawiam się, że to ciemne "malowanie" może gdzieś odprysnąć ale to się zobaczy w trakcie używania. Elektrostatyka na poziomie comandante - jak się puknie w stół lub w dłoń, prawie wszystko przelatuje to kubeczka. Aha, kubeczek ma gumową podstawkę, fajna sprawa.
Ustawienie punktu "0" bardzo proste - dociskamy żarna palcem i dokręcamy na górze nakrętkę palcem. To jest zero, po poluzowaniu o 4-5 klików nic nie ociera. JX-Pro wymaga odkręcenia najpierw pierścienia nastawczego - więc tu jest sporo prościej, choć z drugiej strony punktu styku żaren często się nie ustawia
Zakres i regulacja bardzo wygodna, do espresso zmieniałem po 2-3 kliki, żeby się wstrzelić (udało się za 3 razem, choć drugi już był niczego sobie), więc pojedynczy klik (0,008mm) jest wystarczający do espresso. Znacznik obrotów pierścienia dość czytelny w postaci kropeczek w kształcie trójkąta - dość łatwo zobaczyć na którym obrocie jesteśmy - można zrobić pełne 4 obroty pierścieniem każdy po 100 klików. Nie trzeba jak w Comendante wracać do zera i liczyć...
Na wyposażeniu fajny pokrowiec, gruszka i pędzelek.