Przeglądając Kickstartera jakoś na początku 2018 roku natknąłem się na zbiórkę na zaparzacz o dość swojsko brzmiącej nazwie Steepshot (polecam zerknąć na ich oficjalną stronę). Zaciekawił mnie aspekt wizualny procesu parzenia, jak i zapewnienia twórców o "rewolucyjności" urządzenia (no dobra, wsparcie Tima Wendlelboe też mnie trochę kupiło), a że byłem wtedy na etapie eksperymentowania z różnymi akcesoriami, stwierdziłem, że biorę. Choć projekt w międzyczasie zaliczył sporą obsuwę (polecam dramę w komentarzach na Kickstarterze), twórcom udało się dociągnąć projekt do końca. Mniej więcej w połowie roku kickstarterowe Steepshoty zostały wysłane, także po krótkich testach mogę podzielić się swoimi przemyśleniami i mini-recenzją.
Technicznie rzecz biorąc, Steepshot to w zasadzie termos z dziwaczną zakrętką. Budowę bardzo dobrze oddaje zdjęcie na głównej stronie producenta. Idea działania jest bardzo prosta - wsypujemy kawę do środka, zalewamy gorącą wodą i czekamy około minuty. Następnie odwracamy zaparzacz do góry dnem i otwieramy zakrętkę, a kawa zostaje pod (niewielkim) ciśnieniem wypchnięta ze środka przez filtr (w zestawie przychodzi metalowy, ale można używać również papierowych do AP). Tyle teorii, a jak to działa w praktyce? Przede wszystkim trzeba uważać, żeby w trakcie otwierania nie trzymać Steepshota zbyt wysoko nad kubkiem, bo bardzo łatwo ochlapać siebie i wszystko dookoła. Po pierwszym nieudanym eksperymencie z próbą odtworzenia efektu z kickstarterowych filmów, gdzie strumień kawy spływa prosto do kubka (wiem, to taki trochę coffee-porn), który skończył oblaniem połowy blatu, kolejne kawy robiłem już w zlewie. Po krótkich eksperymentach da się co prawda znaleźć odpowiednią konfigurację, przy której nic się nie wylewa (kwestia odpowiedniego ustawienia pokrywki na kubku), ale pomny swoich pierwszych doświadczeń nadal trochę boję się przeprowadzać cały proces poza zlewem. Z ciekawostek, pierwsze egzemplarze wysyłane były z wadliwą uszczelką, która przy niekorzystnym układzie gwiazd potrafiła doprowadzić do wystrzelenia kawy przy obracaniu urządzenia. Mnie na szczęście się to nie przytrafiło, dodatkowo producent postąpił fair i dosłał przeprojektowaną uszczelkę na swój koszt, a egzemplarze, które można kupić na stronie powinny już być pozbawione tej usterki.
Przejdźmy do meritum, czyli co tak na prawdę dostajemy po zaparzeniu. Jeśli miałbym porównywać z innymi metodami, to kawie ze Steepshota najbliżej chyba do AP, ma podobną charakterystykę i jest podobnie intensywna. W Steepshocie bardziej niż w AP wysuwa się na przód wyrazisty aftertaste, zahaczający czasem o przeparzenie, który często mam wrażenie przykrywa wszystko inne (choć sporo zależy też od kawy, kilka razy udało mi się osiągnąć przyjemny balans w kubku). To ostatnie może być spowodowane wyższą temperaturą parzenia (producent zaleca zalewanie gotującą się wodą), być może skrócenie czasu parzenia/zmiana proporcji może trochę pomóc, aczkolwiek nie udało mi się jeszcze tego do końca opanować. Dodatkowo bardziej podeszły mi papierowe filtry od AP niż dołączony do zestawu metalowy, choć to może być moja osobista preferencja, bo w AP też jestem zagorzałym zwolennikiem papierowych.
Skoro odniosłem już Steepshota do AP, jeden komentarz a propos procesu czyszczenia. Producent szczyci się hasłem "simple and portable coffee maker that brews your coffee in half a minute", co teoretycznie jest prawdą (choć sami sugerują czas parzenia ok. minuty, więc sam już nie wiem), aczkolwiek samo rozłożenie, przemycie, wytarcie i ponowne złożenie jest zauważalnie bardziej angażujące niż w przypadku AP, gdzie wystarczy zgrubnie przemyć trzy części. Cały proces od momentu rozpoczęcia parzenia do zapakowania czystego urządzenia do szafki zamyka się w ok. 5 min, co z drugiej strony nie jest aż takim problemem, bo akurat kawa zdąży trochę przestygnąć.
Podsumowując, czy warto? Prawdę mówiąc, gdybym nie posiadał już Aeropressa, to myślę, że Steepshot byłby dla mnie odkryciem. Problem w tym, że jeśli ktoś nie ma AP, to czy to właśnie on nie będzie naturalnym wyborem? Moim zdaniem Steepshot bardziej niż akcesorium pierwszego wyboru, sprawdzi się u wszystkich "kolekcjonerów" zaparzaczy, jako jedna z wielu metod do wyboru w zależności od humoru. I tak mając na półce oba urządzenia czasem wybieram jedno, a kiedy indziej drugie. Natomiast osobiście widziałbym przede wszystkim Steepshota jako zaparzacz przenośny, np. w trakcie wędrówek, gdzie trudno o dostęp do bieżącej wody i możliwość dokładnego wyczyszczenia urządzenia. Wtedy wystarczy jedynie Steepshot napełniony ziarnami, drugi termos z gorącą wodą, a po przelaniu kawy, zaparzacz można szczelnie zakręcić i umyć dopiero w domu.
P.S. planuję jakoś niedługo pozbywać się części swoich akcesoriów kawowych, włączając w to Steepshota (niestety z różnych powodów skurczył mi się ostatnio rozmiar półki na akcesoria kawowe, więc muszę zostawić tylko najpotrzebniejsze rzeczy). Także jeśli ktoś byłby zainteresowany poeksperymentowaniem we własnym zakresie, proszę o priva.