Ostatnio spory się zrobił boom na kawy z Burundi, to i umnie palą się aż dwa single stamtąd.
Z nowym transportem zieleniny (eh, zakupoholizm) przyjechała Burundi Kayanza odmiany Bourbon. Pierwsze co zrobiłem po odsapnięciu kawy, to szybki jej cupping wraz z Burundi Bubezi, jedną z moich ulubionych kawek z Afryki ostatnio.
Bardzo różne te Burundi
Kayanza głębsza, 'tylnojęzykowa', wyższe body, intensywniejsze 'niższe tony', z bardziej karmelową niż owocową słodyczą, acz wiśnia gdzieś tam też majaczy.
Może być petarda w espresso, choć wcale nie jest na to skazana
Bubezi natomiast inna bajka - rześka i niewinna, z jasnym ananasowo-rabarbarowym kwaskiem przymglonym gładką kremowością, jakby kropelką mleka.
Trzecią zawodniczką szybkiego cuppingu była kolejna nowinka, bodaj pierwszy raz w palarce kawa z Zambii. Mbuyu AAA+ okazała się bardzo pozytywną niespodzianką. Mimo, że na mapie daleko od Kenii, to w wyglądzie i smaku można się pomylić. Daktylowo słodka z limonkowym finiszem, tym intensywniejszym im kawa chłodniejsza.
Wśród nowinek czekających na degustację znajdują się jeszcze Kostaryka la Candelilla (natural), Rwanda Nyarusiza, Salwador Finca Santa Rita (black honey) oraz Indonezja Sumatra Rasuna (natural)