http://www.wegetarianie.pl/forum/zwierzeta/266/paged/1/
W całym tym szleństwie staram się nie emocjonować ale obok tych bzdur nie mogę przejść obojętnie. Po zdjęciu porównawczym brojlerów był to trzeci link otwarty przeze mnie w tym wątku bo musiałem zobaczyć to na własne oczy. Po wpisie autorki i pierwszym komentarzu dałem spokój.
Szanowni Państwo! Fakt oddania do rzeźni ciężarnej samicy przeczy nie tylko braku w tym wszystkim logiki, zdrowego rozsądku ale i samego sensu chowu i najmniejszych oznak posiadania jakiejkolwiek inteligencji przez hodowcę. Ktoś sugeruje, że hodowca pozbywa się czegoś najcenniejszego ze swojej hodowli, właściwie sensu tego wszystkiego. To o to potomstwo właśnie chodzi, potomstwo, które można przeznaczyć na tucz, do rozpłodu czy po prostu sprzedać. W gospodarstwie nie ma przypadkowych zapłodnień, wszystko jest pod ścisłą kontrolą a w wielkich fermach od lat króluje inseminacja (w sumie nie tylko w wielkich). Wyjątkiem są bardzo rzadkie wolnowybiegowe hodowle koni, gdzie samce i samice przebywają w jednym stadzie i cały proces zostawiany jest naturze.
Wracając do meritum: po prostu nie uwierzę, że ktoś oddaje do rzeźni ciężarną krowę i jeszcze widać ruszający się płód ... Bzdury, bzdury, bzdury ... Nie dajcie się manipulować.
To fakt, że przytaczane przykłady drastycznych warunków chowu zwierząt mają miejsce ale traktowałbym to jako patologia i farmy w ZDECYDOWANEJ mniejszości. To prawda, że katecholaminy i kortykoidy (hormony stresu) pogarszają walory smakowe mięsa (stres przedubojowy). To prawda, że zwierzęta chorują (kura z kwejka jest po prostu chora a nie smutna i na pewno została przeznaczona do utylizacji) ale chorują również te na wolnych wybiegach lub w kojcach zbiorowych z czym wielokrotnie miałem do czynienia.
Nie jestem zwolennikiem jedzenia/nie jedzenia mięsa, jestem zwolennikiem wolnego wyboru i zdrowego rozsądku. Naprawde łatwo jest manipulować wciskając rzewne teksty o cielaczkach szamocących się w łonie matki w rzeźni, które w realnym świecie praktycznie nie mają prawa mieć miejsca czy preparować zdjęcia ale na prawdę nie wierzmy ślepo we wszystko co wyrzuca nam internet. Elu, jesteś biologiem (już to do czegoś zobowiązuje), dojrzałą kobietą z napewno ogromnym doświadczeniem życiowym i bardzo szanuję Twoją wrażliwość i wybory czy religijne czy żywieniowe i ale w tym temacie dajesz się podchodzić jak uczniak wierząc, że każde pęto kiełbasy okupione jest potwornym cierpieniem i łzami cielaczka w łonie matki. Oczywiście przejaskrawiam, nie śmiem ironizować ale proszę, zachowajmy umiar w tym szleństwie bo najbardziej traci na tym powaga całej sprawy.