Dzięki
.
Trzecia z wymienionych wyżej palarni to nieco inna historia. Caffe Caroli to też przypadkowe spotkanie, bo celem naszym były raczej urbanistyczne i kulturowe walory włoskich miasteczek. Martina Franca to jedno z wielu pięknych miast, położonych na wzgórzach. Tam gdzie przypadkiem zaparkowaliśmy auto, trzy kroki po drodze do historycznego centrum trafiłem na sklep tejże palarni. Miałem śmieszną dyskusję z właścicielem, młodym i sympatycznym facetem. Śmieszną, bo dotyczącą tzw. "mascherina". W obecnych, nienormalnych czasach, w zasadzie cała włoska populacja została "zaszczepiona" pojęciami takimi jak: "sanzioni", "regole", "legge". I choć żadna policja nie ruszyła nas z powodu braku maski na twarzy, włoscy sprzedawcy i owszem, żądali rozwieszonej na uszach szmatki. "Siamo abituati" -- tyle można było usłyszeć w odpowiedzi na nasze pytania o sensowność tej nowej, zalatującej faszyzmem mody. Pogadaliśmy na zewnątrz sklepu, bo do środka bez "mascherina" wejść nie mogłem. W pewnej chwili właściciel podarował mi nawet gustowną "mascherina" w czarnym kolorze, z małą sygnaturką włoskich barw narodowych. "Wow! Adesso sono Italiano vero!" -- powiedziałem z przekąsem, zakładając tę maseczkę. Rozejrzałem się po wnętrzu i poprosiłem o niewielką porcję najlepszej jego mieszanki. Myślę, że to nasza burzliwa dyskusja skłoniła właściciela do podarowania mi 250g ziarenek. Tak się wzruszyłem, że zdradziłem źródło moich kawowych zainteresowań. Okazało się, że pan właściciel jest bardzo ciekawym przypadkiem, jest członkiem SCA, wcale nie pali ziaren na czarno. Pokazał mi bardzo jasno palone ziarenka, które sam zaparza w syfonie i w innych alternatywnych przyrządach. Niesamowite.
Jego ziarna w moich rękach dały całkiem fajne espresso. Faktycznie kolorem w zasadzie identyczne z moimi typowymi paleniami. Profil espresso też bardzo podobny -- ot, taka moja Ariadna
. Cóż na to wszyscy preferujący "włoskie" kawy i głoszący tezę, że polskie palarnie nie potrafią palić na modłę włoską? Naprawdę ciężko posługiwać się takim ogólnym pojęciem jak: "włoskie espresso" lub "typowo włoska kawa". Jak widać nawet na południu Italii, gdzieś na uboczu, można znaleźć coś, co wcale nie jest typowe, tzn. czarne.
Inna rzecz, jaką sobie zapamiętałem głębiej, to zupełne przeciwieństwo opisanego wyżej spotkania. Wyobraźmy sobie kolejne miasteczko -- Ostuni, jak wszystkie te miasteczka, przepiękne. Włócząc się leniwie z moim ledwo dychającym od słońca czworonogiem, kątem oka zauważyłem w jakichś drzwiach worki po zielonej kawie. Wow! Lokal raczej mały i ciemny -- okazało się, że to sklep z kawą. W środku dość wiekowy jegomość. Mój skromny włoski pozwolił mi na przeprowadzenie całkiem fajnej rozmowy. Okazało się, że pan ma 83 lata, pali kawę w piecu opalanym oliwnym drewnem. W sklepie zauważyłem dość ciekawe, zdumiewające rzeczy: paczkę z ziarnami mytej Pacamary z Cafe Granja La Esperanza. Pan pokazał mi worek po ziarnach z Las Lajas. Toż to najlepsze kawy świata! Wzruszyłem się. Wziąłem 100g jakiejś mieszanki. Pan właściciel nie miał na sobie "mascherina" i nie bał się wiadomego problemu, bo jak wielu jego rodaków jest "vaccinato". Nie wymagał też ode mnie wiadomego rekwizytu, bardzo dobrze wspominał swój pobyt w Polsce przed wielu laty.
Niestety, efekty działalności tego sympatycznego starszego pana to li tylko węgiel. Przywieziona przeze mnie kawa była zwietrzała i po prostu niemiłosiernie "zjarana" na czarno. Jeśli coś takiego ma kojarzyć się z "włoskim paleniem", to ja dziękuję -- to nie ma sensu. Myślę, że takie traktowanie kawy w Italii odchodzi w przeszłość, a młode pokolenie ciągnie jednak do czegoś świeżego, nowego.