UWAGA! Post tylko dla ludzi o mocnych nerwach. Żeby nie było, że nie ostrzegałem!
Dzisiaj w końcu Cappuccino stanęło na nogi. Ba! nawet podpięte pod napięcie zostało! Wszystko to, co zaraz będzie pokazane na zdjęciu zrobiłem w celu przetestowania, czy wszystko jest szczelne, nie cieknie z grupy lub, co gorsza, z mocowania czujnika Pt100. Ale ale, nie mogłem tego zrobić na zimno, potrzebne jeszcze było ciśnienie, które pomogłoby wodzie wypchnąć się szczelinami, nieszczelnościami... I tak powstał Franken-Cappu. Bez dolnej części podstawy, z kablami na wierzchu... Brr... Co za widok. Nasyćcie oczy!
Zmontowałem prostą instalację z PIDem i SSRem, zalałem, nastawiłem temperaturę na 104C i włączyłem. Zaszumiało, zawarczało i po paru minutach doszło do zakładanej temperatury. Po około godzinie nie było nigdzie śladu wody - wydaje się, że sukces! Mam tylko nadzieję, że będzie tak dalej i moja konstrukcja nie zawiedzie mnie w najmniej oczekiwanym momencie.
Skoro miałem już szczelny, gorący ekspres to cóż mogłem zrobić. Wyciągnąłem ziarno z lodówki, odpaliłem Hario, przesypałem tak uzyskany urobek do sitka. Lekko tylko ubiłem tamperem. Zastrzegam, że nie mam żadnego doświadczenia ani w grubości przemiału, ani w sile nacisku przy ubijaniu. Było jak było, dobrze, że nikt nie widział. Po tych wszystkich zabiegach pozostało tylko zapięcie portafiltra i pociągniecie wajchy. Po chwili (a raczej od razu) wyszło, wyleciało czarne coś. Od razu widać było, że za grubo zmielone/zbyt lekko ubite, bo zamiast preinfuzji miałem od razu strumień
Mimo wszystko, postanowiłem spróbować to, co wyszło. I było straaasznie... mocno... Tak z 5x mocniej skoncentrowane niż dotychczasowo piłem z kawiarki. O mamo. Jak Wy to możecie pić?!
Dalsza walka pewnie w niedzielę, najbliższe dwa dni mam zarezerwowane dla rodzinki. Może to i dobrze, że będę mógł chwilę odpocząć od walki z tą piekielną machiną. Ale niech no tylko wrócę...