Autor Wątek: Szerzenie wiedzy kawowej-czyli jak zarażać pasją.  (Przeczytany 1791 razy)

Offline Twolipan Mężczyzna

  • Wiadomości: 127
  • Ekspres: Rancilio Silvia
  • Młynek: Cunill
Szerzenie wiedzy kawowej-czyli jak zarażać pasją.
« dnia: 11 Grudzień 2013, 04:20:15 »
Z dużą uwaga przeczytałem wątek w który włożono potężny wysiłek całej społeczności forumowej aby pomóc pewnej Pani(u) nabyć sprzęt najbardziej wartościowy do jej potrzeb i możliwości. Podziwiam cierpliwość jaką wykazali w tym niektórzy i ubolewam nas smutnym finałem w którym ta osoba odeszła z przekonaniem, że całe wasze doświadczenie i wiedza ma się nijak do jej "jedynie" słusznej decyzji ;D, Pozostało się cieszyć, ze nie ma emoty z wyciągniętym palcem...

To przypomniało mi pojawiających się od czasu do czasu w różnych miejscach osobach które chcą rozpocząć obcowanie z czarnymi ziarenkami. Ich oczekiwania i wyobrażenia często jednak zderzają się nieprzyjemnie z rzeczywistością kawoszy, którzy z dobrej woli chcąc ich uchronić przed własnymi często błędami, odbierani są jako wrogo nastawione jednostki z nieokreślonym natręctwem do bezsensownego wydawania dużych sum pieniędzy na mało znane tej osoby przedmioty. 8)

"I jak żyć" kawoszu, że tak powiem. Sam parokrotnie chciałem pomóc i okazywało się, że zamiast tego szkodę czyniłem.  Przez ostatni rok trochę więc zmieniłem podejście, co prawda w realu i nie z własnej inicjatywy, ale chciałbym się tym podzielić. I być może ktoś również ma podobne doświadczenia i pozwoli mi z nich zaczerpnąć?.

A oto jak to wygląda u mnie:

Z nieznanych mi względów dzwoni do mnie od jakiegoś czasu dalsza rodzina, dawno zapomniani znajomi i ich koledzy z żądaniem wiedzy i porady jaki sprzęt kawowy kupić. Wcześniej zaczynane rozmowy od "podstawy" czyli GC i Graefa jakoś dziwnie kończyły się brakiem zainteresowania, lub i tak schodziły na tematy pod tytułem " a w Hiper X to jest promocja i do kapsułek dają niedźwiedzia i masaż shiatsu. Lub " Przecież znajomy ma taki ekspres, że sypie i naciska i mu tylko szklanka sama nie wskakuje" itp., a wszystko według zasady "Im taniej, tym lepiej"

Dziś wiem, że nie ma sensu ich przekonywać do w/w zakupów kiedy deklarują poziomy kilkuset złotych i nie potrafią ocenić espresso które dostaną z ciśnieniówki.

No nie ma siły, bo efektywnie prawdziwą kawę z kolby pili może raz w życiu, szczyt to MC lub co gorsze SB. I nie można mieć do nich pretensji, bo nie mają do czego tego porównać. A dobra kawa kojarzy im się z w/w i ceną po 15 zł, a więc ćwiarą mielonki z hiper (czyli zgroza, "nie dajmy się zwariować"-kupmy i w szklance zaparzajmy z gruntem-będzie taniej itp).

I tu rzeczywiście wkraczają ekspresy DeLonghi-wierzcie czy nie, przy dobrym namiale i parogodzinnej nauce potrafi przeskoczyć vending z automatu, a używkę kupić można za 100-150 zł. Kolba to blacha i truchło z którego ciastko wypada razem z sitkiem, ale się sprawnie nagrzewa i Kowalski się nie denerwuje. To samo z mikro blokiem i parą-myk i jest.
I co najważniejsze, tamper ma przymocowany na obudowie ( a więc nie kosztuje ekstra i się nie zgubi) a spienianie dzięki plastikowemu badziewiu wielkości szklanki udaje się największemu beztalenciu już po 3 razie (I się cieszy jak diabli, bo co by nie mówić to wszyscy z barem kojarzą-choć raczej z filmów). Efekt super, natomiast przedtem trzeba uświadomić sprawę młynka. I tu jest problem, bo większość tego w ogóle w jednym pojęciu nie kojarzy.
Namiał, żarna, ustawienia, cena!?!

Mówienie o młynie to operacja "Szok i przerażenie", które może skończyć się zakupem automatu i rozpadem rodziny ;).
Więc po zdjęciach ekspresu pacjentowi mówię krótko, że ma być za 150zł (ulga na twarzy i pogodzenie z losem. Już się wczoraj rozpisałem o Galli, Tchibo i tuningu więc wiecie o co chodzi). Ten ostatni trzeba dokonać szybko i gotowy zestaw wstawić ku radości nowego "baristy".
Zapytacie po co? I dlaczego nie tak jak Wy od średniej półki, lub jak dandy od RS-a :wow2: :D tylko zestaw za 300-400 zł?
Bo to pozwoli wstawić kolbopodobną maszynę do kuchni.
A po tak budzącym zaufanie sukcesie kawa (zawsze dzielę Kowalskiemu po 250 gr.) za 80 zł kilo na miesiąc...dwa :mrgreen: (zaoszczędziliśmy pierdylion złotówek..)zostaje zakupiona bez oporów.
I wtedy dzieją się czary... :szampan:
Kowalski w domu samodzielnie działa, testuje, próbuje i sprawdza. Zaczyna traktować zawartość filiżanki osobiście, wręcz doszukuje się rzeczy których w niej nie ma (no bo być nie może). A co najważniejsze przyzwyczaja niezauważalnie organizm do kawy, a nie do popłuczyn, ot tak bezwiednie. Po jakimś czasie zapraszam pacjenta na fotel do siebie, luźno przepytuje z postępów i słucham pochwał (pod własnym adresem) oraz robię "małą czarną". (No wiadomo, ze na R58 byłby miód i cud, ale RS potrafi wydobyć całkiem sporo z dobrej kawy).

A Kowalski kompletnie nieprzygotowany dostaje taką samą mieszankę którą zamęczał w domu. I nie ma silnych, na dziś konkretnie trzy osoby w trakcie różnego stopnia uświadamiania zaczynają rozumieć o co chodzi, jedna poległa i przeszła na przelew. Chyba wiecie co się dzieje dalej- wymieniamy sprzęt na taki jaki proponowaliście w wątku z tą Panią i robimy to dobrowolnie i w celu "zarażenia" następnych którzy nieopatrznie zajrzą w nasz kubek :ok: ;D.

To moja sprawdzona metoda, którą serdecznie wam polecam: nic na siłę, niechaj płynie wszystko z prądem przyszłego kawosza. Albo sam zobaczy swoją Atlantydę, albo zmarnieje w czeluściach lury:)

 


Pokaż nieprzeczytane posty: Nowe / Wszystkie / Odpowiedzi