Tymczasem zakończyłem pierwszy cupping w mojej kuchennej mikropalarni.
7 próbek z tych samych kaw (oznaczonych jedynie numerami, by zachować "ślepość") poleciało do Marcina do Lublina, by zrobił niezależny cupping.
Poe, jeśli jeszcze nie próbowałeś to może nie czytaj, by podświadomie się nie nastawiać i mieć niespodziankę co do rodzajów kaw.
Poziom zupełnie wysoki, moim zdaniem wyższy od cuppingu kaw amerykańskich, jaki miałem jakiś czas temu.
Kawy palone jednego dnia we wsadach 125g, testowane 2 dni po paleniu, doza 8.25/150, woda 96, przemiał chemeksowy, 4 min parzenie.
Zwycięzców wyłoniliśmy dwóch - ex aequo:
Etiopia Rocko Mountain - tutaj wszystko jasne. Kawa rozpoznawalna już po aromacie ziaren, charakterystyczna i przepyszna. Było pisane o niej wiele. Nieskromnie wydaje nam się, że wypał dorównuje Antoniowemu. Na pierwszym miejscu zmieściła się też
Kenia Peaberry - w tych małych ziarenkach chowa się eksplozja owocowych aromatów. Pełne "ciałko", mnóstwo cytrusów.
Dalej uplasowało się
Kongo DRC, intensywnie rabarbarowe (?), są też suszone owoce, orzeźwiające i znakomite.
Poza podium, lecz wciąż dawały radę
Etiopia Limu - jasna, z nutką brzoskwini i kwiatów,
Nikaragua Dipilto SHG - miło zbalansowana i słodka, oraz
Panama Palmyra SHB - przyjemna, ale w tym towarzystwie nieco nijaka, "bezpiecznie herbaciana".
Na tle konkurencji nieciekawie wyszedł jedynie
Salwador SHG Los Nubes mocno orzechowy, lekko gorzkawy - pójdzie do cappu. Co ciekawe ziarna ma najprzystojniejsze, najrówniej wypalone, łuska zeszła najlepiej...