Jak to często bywa, partyzanckie improwizacje dają świetny efekt, niełatwy do powtórzenia. Po opisywanej wcześniej imprezowej akcji z tygielkiem nabyłem własny, piękny miedziany, nie żaden śmieszny byle marketowiec (żart) i niestety. Ni wuja. Efekt w niczym niepodobny do tego z improwizacji. Kawa ta sama (Mujeres), co powinno ułatwić sprawę, tyle że jak w kryminałach, w których napad miał być prosty, wszystko się z niewiadomych przyczyn komplikuje. Różnice są następujące - w improwizacji gaz / u mnie elektryka, w imp. kilkuminutowe prażenie na ogniu suchej kawy zanim zacznie dymić / na elektryce to prażenie jakoś nie za bardzo mi wychodzi, w imp. kawa nasypana do młynka na oko (na 2 kawy) w ilości, która wydawała mi się za duża, ale kto by się takimi sprawami na imprezie przejmował / klasyczna czubata łyżeczka na filiżankę ok. 150 ml. No dobra, nie jestem żaden aptekarz więc ilość kawy zmieniałem, zmieniałem przepisy - trzykrotne podejście piany, jednokrotne podejście i nalewanie, nakładanie piany łyżeczką i ostrożne dolewanie - słowem przepisy tureckie, greckie i co tam znalazłem w sieci i na razie porażka. W akcie desperacji zamówiłem oryginalną, turecką Mehmet Efendi, która jest już firmowo uprażona, może to jest problem? Możliwe, żeby tak potężną różnicę sprawiał sam gaz? Może mój tygielek zbyt dziewiczy? Nie ogarniam. Przynajmniej miedź ładnie wygląda wisząc pośród innych garów.