Cześć!
Przeczytałem ten wątek praktycznie cały (trochę czasu na to zeszło, ale już tak mam, że najpierw czytam, potem robię
) i myślałem, że wszystko wiem. Przyszła do mnie kawiarka Bialetti Brikka i po 4h w kuchni
już wiem, że nic nie wiem.Ale od początku...
Jak w profilu wpisane, mielę elektrycznym Lelit Fredem. Jako, że pierwsze 3 napary producent zaleca wylać, to stwierdziłem, że nie będę zmieniał grubości mielenia, czyli mając jak zawsze ustawiony na trójeczkę (tak lubiłem pijać Aero) zacząłem parzyć kawiarkę. Mam indukcję, to też używam przejściówki, ale płyty swojej pod kątem kawy nie znam, więc stwierdziłem, że te pierwsze trzy napary to dobry czas na jej poznanie. Mam skalę grzania od 0 do 14 oraz potem "P" co jest takim turbo, pełna moc.
Pierwsze grzanie, ustawiam sobię 6tkę, puszczam stoper... po 8 minutach daję 7mkę, po kolejnych 2minutach 8mkę, dopiero po jakimś czasie zaczyna wychodzić
, wyglądem taka se, cremy brak. Ale z ciekawości na wagę, wyszło 47g. Następne grzanie na 8, stoper... znowu długo, cremy więcej, ale jeszcze nie to, i dziwnie mało naparu, 37g, ale tutaj ściągnąłem szybciej niż w pierwszym, przed tymi grubymi bąblami.
Trzecie grzanie na 12, ło ludzie, crema jak z kolby, fajna gruba, bez dużych oczek, utrzymała się w kubeczku z dobre 5minut, po pukaniu i przelewaniu po ściankach w kółko twardo się trzymała. I tu pomyślałem, że jak za trzecim razem taka crema, to ja już jestem alfa i omega kawiarki, mów mi barista, wszystko mogę, idę zaraz spieniac mleko. Ale to 3 kawa, więc znowu zlewamy.
Następne próba, była podobna, ale zmieliłem troszkę dorbniej. Efekt podobny, ale gorszy wizualnie, ale kurdę... no czuję kwas i to taki mocny dosyć. No nic, pierwsze zmiany poszły w mielenie, może nie drobniej, a grubiej, bo mi pyłu dużo idzie? Próbowałem z czymś w dotyku przypominającym sól, na 13tce (płyta indukcyjna) trwało to z minutę i wystrzelił jeszcze gorszy kwas.
Zacząłem schodzić z temperatury, znów 12, potem 10, potem 9... na dziesiątce kwasu było mniej, więc stwierdziłem że ide niżej, ale na ósemce znowu wyszedł niepijalny kwas. Więc myślę, jeśli temperatura w dół dała mniej kwasu, to może znowu zmiele drobniej? Więc znowu zmieliłem drobniej, ale dalej kwas...
Efekt jest taki, że 4h wystałem w kuchni, przelałem z 3 dzbanki dafi wody, zużyłem multum ręcznika papierowego do wycierania do sucha kawiarki, zmarnowałem trochę gorszych ziarenek, ale gdy zacząłem marnować te lepsze i zaczęło się odbijać kwaskami z kawy, stwierdziłem, że na dzisiaj chyba czas dać sobie spokój...
Panowie, ale także Panie... Jak żyć? Co robić? Korzystałem z wody w temperaturze pokojowej, co do ekstrakcji lepiej było, gdy przejściówka była już nagrzana i kiedy wkładam do garnuszka z zimną wodą przed dużymi bańkami. Fajnie by było mieć choć troszkę tej pięknej cremy, ale żeby to pijalne było! Może ktoś ma mój młynek i tez podzieli się ustawieniami? Ja miałem raz ustawiony pod Aero to już nie ruszałem... Co do samego ciastka kawowego, to kanałował mi na początku tylko i przy końcu, z czego za ostatnim razem bo przeciągnąłem ekstrakcję i już kaszlał parą, wiec podejrzewam, że to dlatego, w innych wypadkach jest spoko. Nie ubijam, nie klepie, na równo nożem strącam. Kawkę mam świeżą, mielę przed wsypaniem.
Jakieś pomysły? Porady, żeby uchronić mój żołądek przed kwasem, a ziarenka przed marnowaniem? Pozdrawiam!