Byliśmy wczoraj rano, oznaczenia słabe jak zwykle, jako że byliśmy 3ci raz, to wiedzieliśmy gdzie się udać, omijając tłum.
Ci mniej zorientowani mogli stać w ogromnej kolejce do "tarasu widokowego", która ciągneła się praktycznie od od samego wejścia i jeszcze zakręcała, bez sensu.
Cena = 40 zł wjazd za 2 osoby, szybkie kółko w jedna stronę, następne w drugą...
Duszno, ciasno, niektórzy ludzie chyba z łapanki, kręcacy się wokół osi, jakby zamiast na taras widokowy weszli przypadkowo zobaczyć o co chodzi.
Wystawcy jak zwykle, jedni sympatyczni frontem do klienta, inni chyba przyjechali pogadać z "konkurencją", albo się tylko pokazać, jakby byli za karę.
Sprzetu mało, choć były 2 kompaktowe wypalacze kawy, fajna sprawa zobaczyć z bliska.
Pogadałem z kilkoma wystawcami, wypiłem z 5-6 kaw, co dobrze się nie przysłużyło, bo tolerancja na szturchanie i uważanie na wszędobylskich ciekawskich często bez masek =0, więc pośpiesznie wyszliśmy.
Jako, że nie chciałem jak kolega wyżej załatwić się 4-5 cioma espresso w czasie 30 minut, tym razem próbowaliśmy przelewów.
Chociaż bardzo kusiły mnie indonezyjskie kawy : kopi bali i kopi luwak.
Przelewy, Kenia bodajże Kenia Kirinyaga Kiangoi myta i Honduras El Paradiso natural z Heresy, super.
Etiopia Chire Sidamo jakoś trochę słabiej smakowała.
Dzieki Dawidowi z Labuny piliśmy świetną Kostarykę z Rum Baba i w końcu spróbowaliśmy Ethiopii z Friedhatsa Shanta Wene też mega.
Trochę słodkości było, nie próbowaliśmy nic, branie z patery czy talerza pokrojonych kawałków w dzisiejszych czasach, jakoś Nam nie po drodze było.
Kupiliśmy kilka czekolad (na próbę), kawkę , świeczkę sojową i kilka jakiś pierdół.
Liczyłem trochę, że może znowu będzie można popróbować nitro i "innych metod", ale nic nie było.
Mieliśmy blisko i zasadniczo wiedzieliśmy na co się piszemy, jakby ktoś jechał z daleka to tylko współczuć