Jako, że lubicie backstage i ciekawostki, to postanowiłem podzielić się doświadczeniami sprzed kilku tygodni.
Perypetii z małym piecem elektrycznym był ciąg dalszy... Jak już cała elektronika została wymieniona i wszystko śmigało po kilku tygodniach radości przyszedł czas na grzałki. Magik-elektryk kończąc tamtą robotę skwitował, że właśnie to będzie następne. Minął miesiąc z hakiem i nagle wybiło korki, piec włączał się, ale jedna z pięciu grzałek była czarna przy nagrzewaniu. Po trzech dniach kopania w Internecie wyszło, że trzeba robić na zamówienie - czas oczekiwania 2-3 tygodnie i żaden z kilku producentów nie daje gwarancji, bo są bardzo nietypowe. Zrobiłem dwie, żeby mieć jedną w zapasie i sprawdzić ile wytrzyma.
No i zaczęły się schody. Czas na zepsucie nigdy nie jest dobry a tym razem było to dzień przed wprowadzeniem nowości. Jedna z kaw wymagała palenia w małym piecu. No i zaczęły się eksperymenty. 4 z 5 grzałek dalej działają - a jakby zmniejszyć wsad o połowę? W smaku dobrze, ale nie chcę się przelewać. Kawy o wysokiej gęstości wychodzą niedopalone.
Jakoś przez przypadek włączyłem go jeszcze drugi raz przy włączonym piecu gazowym i wnioski były dla mnie zdumiewające. Poprzednio piec elektryczny był włączony w zimnym pomieszczeniu i nie potrafił nagrzać się do odpowiedniej temperatury co skutkowało niższą temperaturą i gorszą rozpuszczalnością w trakcie zaparzania. Grzałki w tym piecu są powietrzne, więc jak chodził drugi piec, to przepływało cieplejsze powietrze, różnica temperatur przy nagrzewaniu różniła się aż o ponad 10 stopni i można było wypalić 3/4 normalnego wsadu.
Przez przypadek udało się odkryć coś fajnego co może jeszcze się kiedyś przydać
Teraz jak już padnie powoli wszystkie 5 grzałek to chyba tylko silnik zostanie niezmieniony
Jak już wszystko śmiga i wszystko wiemy o tym piecu wraz z elektrykiem to szkoda wymieniać, bo kawa z niego ma w sobie coś innego i fajnie uzupełnia wypały z pieca gazowego.
Pozdrawiam,
Paweł