Passalacqua Harem.Mój przyjaciel z Neapolu, spytany o tą palarnie odpowiedział "Yes, this is THE Coffee" i na smartfonie od razu pokazał mi zdjęcie kawiarni, gdzie tą kawę piją.
Bar Mexico
Niestety w Neapolu nie byłem, więc nie mogłem spróbować jak smakuje kawa serwowana na miejscu, ale samo wnętrze, na zdjęciach robi wrażenie:
Powiedział mi też, że jego mama kupowała puszki tej kawy, a potem, puste już puszki były wykorzystywane w rodzinie do przechowywanie różności, od pożywienia po zabawki. Miło się słuchało tego, zaczynasz, rozumieć dlaczego dla nich to coś więcej niż kawa.
Wybrałem sobie ich najlepszą ponoć mieszankę (na pewno najdroższa około 120 zł kg, w polskim sklepie), Harem z tym magicznym 5% dodatkiem ziaren z Jamajki. Wygląd. Ciemność widzę...
Aromat, możecie się domyślać, natomiast lepiej niż w pierwszym Burzzum z robustą, bez zdechłej ryby. Podobnie jak Gwatemala z tamtej palarni. I tu moja pierwsza hipoteza, przy tak mocnym paleniu, mamy aromat palenia a nie ziarna. Potwierdzę to sobie kupując jeszcze jedną paczką, tym razem ich tańszej mieszanki Mexico (100% Arabica), ale, obstawiam, że różnice w i zapachu smaku będę znikome.
Przepis: 14 gram, 20-22 gram uzysku w około 30 sekund na LR. Przy takim niewielkim uzysku, znowu jest OK, i zgodnie z przewidywaniami. Słodko, czekoladowo, marcepanowo, maślane. Przy ratio, bliższym ristretto nie mamy goryczy, co było dla mnie dosyć sporym zaskoczeniem, bo w barach czy z opisów u nas na forum, wnioskowałem - ciemne paleni = gorycz. Niekoniecznie, jest bardziej słodko niż gorzko. I znowu - nie mogę powiedzieć, że jest niesmacznie, jest to po prostu oczywisty, kawowy smak. Ten zakorzeniony w zbiorowej świadomości. Mocna kawa
. Nudne to trochę, nie cmokasz, nie zastanawiasz się czy to lemonka, cytryna, porzeczka czy rabarbar. To jest kawa. I rozumiem trochę oburzonych Neapolitańczyków, którzy wychodzą z siebie kiedy ktoś ośmiela się ich kawy krytykować. Ja tam doceniam dobre rzemiosło. Może nie smakować komuś, ale oni wiedzą czego chcą i wiedzą jak to osiągnąć.
Co do gorzkości... Raz zapomniałem, że robię kawę (kto ma dźwignie ze sprężyną rozumie dlaczego;)). I wyszło tak:
60 gram napoju, z 14 gram w sitku. To prawie podwójne lungo. I tego, już mimo chęci nie da się obronić. Wywar z petów. Koszmar.
Naprawdę, przy tych ciemno palonych ziarnach, trzeba pilnować dozy bo inaczej kończy się bardzo źle.
Większość tej kawy piję teraz przeciskaną na Robot i mieloną C40. 12 klik, 15 gram, reszta na oko. Smakuje bardzo podobnie jak z dużej dźwigni, jest odrobinę chłodniejsza, może nawet łagodniejsza przez to w smaku. Dziś po wypiciu szeroko się uśmiechnąłem, że pije to zamiast stojącej obok kapsułki Illy.
PS.
A przy okazji znalazłem kilkuletni wpis na blogu MA - Eli chyba nie smakowało
:
http://mastroantonio.eu/2014/04/jaka-kawa-jest-najlepsza-zdaniem-wlochow/