Udany pierwszy roboczy mini-cupping z gościnnym udziałem balijskich "pamiątek z wakacji".
Udany dlatego, że wszystkie kawy były... pyszne. To rzadko się zdarza.
Serio, jedna zacniejsza od drugiej.
Dlatego też ciężko uszeregować je w jakikolwiek "ranking".
Ziarenka z Bali (zdaje się, że SMaN zorganizuje jakąś konkursową bitwę o nie
) bardzo pozytywnie zaskoczyły o tyle, że nie czuć w nich ani grama stereotypowej "Azji", czyli ziemi, torfu, słomy, drewna, dymu, "monsunu". Kawy z wszystkich trzech typów obróbki okazały się bardzo lekkie, słodkie i owocowe. Strzelałbym w ciemno, że to jakieś Panamy czy Kolumbie. Najbardziej podeszły mi Natural (śliwka!) i Honey, nieco mniej ziarna z obróbki "mytej", gdzie po ostygnięciu pojawił się podejrzany absmak (same zielone ziarna były dziwne wilgotne).
Udział wzięły jeszcze:
Dwa etiopskie naturale - Rocko i "Flowery". Oba jakości top of the top, dla mnie Rocko wygrało, Żona wybrała "kwiatową" ze względu na odkrycie w niej "coca-coli".
Burundi Bubezi - największy kwasior na stole, śliwka mirabelka itp.
Gwatemala - słodka klasyka, kwiatowe klimaty.
Salwador - ewidentny orzeszek ziemny, słodkie masło orzechowe, a przy tym przyjemna doza kwaskowości.