Rozpocząłem walkę
Kawę mam (całe ziarna Kostaryka Sonora i Ariadna od MA oraz dwie mielone kawy z lokalnej palarni z Wałbrzycha), dripa mam, phina mam, kawiarkę mam, na młynek czekam do końca miesiąca... Póki co przetestowałem mielenie metodami przykrymi, o których nie warto pisać i po dwóch dniach zaprzestałem bezczeszczenia ziarenek. I o ile mam już całkowitą świadomość wagi posiadania dobrego młynka (porównałem mielenie z palarni i u siebie w domu), o tyle mam pytanie, może nie do końca jednoznaczne, ale spróbuje.
Dotychczas piłem marketowe kawy typu Lavazza Oro, najczęściej w kawiarce, z mlekiem, z cukrem. I dopiero po spróbowaniu jasno palonej Kostaryki (mielonej przeze mnie w okropny sposób), bez cukru i mleka zdałem sobie sprawę, że mimo to, kawa może (sic!) smakować bardzo indywidualnie - niczym whisky. Tu jednak zacząłem się zastanawiać. W komentarzach czy na stronach palarni czytam, jakie są odczucia z picia danej kawy. I chodzi mi przede wszystkim o słodycz. Zastanawiam się, gdy czytam "bardzo słodka kawa" jak odebrać ten przekaz? Można tą słodycz do czegoś porównać? Czy "bardzo słodka" oznacza jedynie, że ta słodycz bardzo delikatnie przebija się przez inne, bardziej dominujące smaki? Oczywiście, podejrzewam że nie jest to słodycz z zakresu kostka cukru, jednak czy można powiedzieć, że kawa określona jako "bardzo słodka" da się mocno odczuć w tym zakresie?
A swoją drogą... gdy piszecie o "czekoladowym" smaku, macie na myśli czekoladę gorzką czy mleczną?
Pozdrawiam gorąco