SMaN, pierwsze co przyszło mi do głowy to to, że Peru to nie Kenia
. Aż z ciekawości zaparzyłem 20g Peru w V60 na 340ml wody o temperaturze 96 stopni. Podejrzewam, że na moje wrażenia ma wpływ Mahlkonig Guatemala (ma jednak pionowo ustawione żarna). Mnie się wydaje Peru bardzo przyjemną kawką, nie tak wybitną jak Kenia czy Etiopia, ale po prostu przyjemną i łagodną. Jest w naparze niewielka kwaskowatość, niezbyt owocowa, uderzają mnie tu aromaty przywołujące wspomnienie kawowo-śmietankowego tortu z dzieciństwa. Posmak pozostaje też taki wymowny, może bez owocowych ekscytacji ale bardzo przyjemny, aksamitny.
Kolumbia zmieniła się w ciągu minionego tygodnia bardzo, bardzo. To dlatego Ela wyraziła zdziwienie tym mrożeniem. Naprawdę nie trzeba zatrzymywać "rozwoju" świeżej kawy, bo ten rozwój przynosi coś ciekawego. Jeszcze przez parę tygodni ta kawa będzie dojrzewać i raczej nic na tym nie straci...
Moje dripy stały się chlebem codziennym. Jeszcze parę lat temu nie wiedziałem co z czym. Sądzę, że WS świetnie pamięta jak dyskutowałem z nim o wyższości kilkuminutowego zaparzania nad 2-minutowym
. To coś nastąpiło około rok temu. Myślę, że ma związek z "przestawieniem wajchy" w piecu, o czym wspomniałem trochę wcześniej. Teraz mielę wszystkie kawy tak samo: 20g na tym samym ustawieniu Mahlkoniga Guatemala. Stosuję zawsze gorącą wodę o temperaturze 96 ew. 94 stopni. I zawsze wychodzi 340ml w ciągu ok. 2-2:15 minut. I wszystko mi smakuje.
W bólach istnienia, Synestezia wyprodukowała dziś:
-- kolejną wersję RED: czerwień to po prostu kobiecy kolor, raczej nie chodzi tu o czerwone owoce i ich aromaty ani intensywną kwaskowatość;
-- Kostarykę Hacienda Sonora w wersji naturalnej, suchej; dla mnie jednak ten proces obróbki jest ciekawszy
.
-- Kostarykę Finca Santos też w wersji naturalnej, suchej; podobno efekt WOW był bardzo duży; sporo info o tej kawie u zagranicznej konkurencji;
-- Etiopię YirgaCheffe Rocko Mountain z nowego zbioru; czystszą, z nieco innym wachlarzem aromatów;