No więc poszedłem za modą i postanowiłem sobie sprawdzić "o co chodzi" z tym goleniem. Poguglowałem, poczytałem, pomyślałem, zamówiłem i jazda.
Dotychczas goliłem się tak raz na tydzień-dwa i zapewne tak pozostanie, bo chyba się nie wkręciłem w temat
Zestaw Muhle r41 z ostrzem Feather i różniste próbkowe kremy i balsamy (pędzelek Omega jeszcze jedzie) na pewno nie był niebem a ziemią w porównaniu do dotychczasowego sprzętu (jakieś gillety za 5-10zł szt. i krem Wars). Ot, nieco przyjemniej się goliło metalowym narzędziem, nieco łatwiej ostrze sobie poczynało, a po goleniu skórze było na pewno milej (nie wiem na ile to kwestia balsamu z rokitnikiem Muhle). O dziwo żadnych zacięć i podrażnień.
Na pewno poszukam jakichś bezzapachowych golarskich mazideł, bo dla Żony pachnę albo za mocno, albo za dziadkowo. Też w sumie wolę gdy japa mi nie zalatuje jak perfumeria czy inny tartak cedru.
O ile w kawie jestem skrupulatny, to niezbyt sobie wyobrażam dwu-trzykrotne (z włosem, pod włos etc.) karczowanie żyletką buzi, by przez raptem pół dnia była jak babska