Moja historia jest w sumie podobna do większości doświadczeń z kolbami, tylko u mnie zmiana młynków szła na zakładkę z ekspresami, więc dany młynek pracował z dwoma ekspresami i to mi daje taką perspektywę:
1. Marketówka DeLonghi Treviso (mały, czarny, plastikowy) + Krups KVXcostam - sam robiłem kawę, było Wo, mało wspólnego z espresso
2. Gaggia Classic + Ten sam Krups - na supercrema efekty jak w DeLonghi, po modyfikacji Krupsa i włożeniu zwykłych sitek - namiastka espresso, ale młynek i tak nie domagał i rzadko trafiało się w filiżance coś fajnego
3. Gaggia Classic + Demoka (moje pierwsze stalowe płaskie żarna) - espresso! Zazwyczaj dobre, czasem bardzo dobre, nigdy wybitne.
4. Gaggia Classic + Rocket Fausto (Eureka Zenith - żarna 65mm, młynek z wyższej półki) - espresso jak juz wyszło to było bardzo dobre lub wybitne.
5. Rocket HX z Pidem + Fausto - tu po skalibrowaniu ziaren i temperatury (to zyskujemy dzięki pidowi), każde espresso wychodzi tak jak trzeba - wybitne. Z tym ekspresem dostałem głownie powtarzalność i zapas pary do mleka - na Gaggii to jednak była harówka.
W obecnej konfiguracji mam wrażenie, że mi brakuje dobrej preinfuzji (mam rota pompę i ciśnienie z sieci pozostawia wiele do życzenia) - to otworzyłoby mi podwoje przed jasno palonymi kawami. Myślę, że tutaj taka dźwignia jak Londinium z programowalną preinfuzją lub inny tej klasy ekspres robi różnice. Ale ciśnienia na razie na to nie mam
.
Podsumowując, gdy odstawię na bok skrajności - tania marketówka i górna półka typu Londinium, największy skok w filiżance zauważałem przy zmianie młynków, a nie ekspresów. Zmiana ekspresów to zwiększenie powtarzalności i ergonomii użytkowania.