Po jakże uprzejmej wypowiedzi szczympka zwrócę uwagę na to, o czym rozsądnie napisał skansen. Owszem, płaci się nie tylko za napój, ale również za siedzenie i serwis. Tyle, że w kawiarniach w Polsce najkosztowniejszym składnikiem zdaje się być szot. A przecież espresso to najkrótszy serwis i jak ktoś pije espresso, to z reguły nie przesiaduje, chyba że to towarzystwa "mleczaków".
A z kawą nie jest jak z winem. Kawę człowiek chce wypić w ciągu dnia i w jakiejś mierze zależy to od miejsca, w którym przebywa. I jeżeli taki "kofiszop" ma La Cimbali z 8 grupami i młynek wielkości lodówki, to można by było postarać się, żeby espresso popłynęło nieco dłużej.
Problem w tym, że ci, co przychodzą na to latte, mają głęboko to, co, i ile czasu wyleje się z tej jednej z ośmiu grup, bo liczy się albo tona mleka w wysokim kubku albo serduszko w dużej filiżance.