Jeszcze wczoraj byłem święcie przekonany, że kawa to tylko espresso, a cała reszta mieści się w kategorii lura, czego w sumie pić nie warto.
Wyszło jednak tak, że na ladzie w empikowej kawiarni zobaczyłem V60 i postanowiłem spróbować. Młode dziewczę powiedziało, że mogę wybrać Kenię, która smakuje czymś tam (nie pamiętam) lub Etiopię, która smakuje czymś. Generalnie jakieś owoce.Uśmiechnąłem się na to tylko i wybrałem Etiopię. W życiu nie czułem w kawie owoców i raczej nie zakładałem, że to może się zmienić. W ogóle nie pokładałem wielkiej wiary w tym, że taka kawa może smakować.
Cóż, łatwo zgadniecie, że się myliłem
Było owocowo, bardzo lekko, ale naprawdę fajnie
Zacząłem się więc zastanawiać jak to może być gdyby użyć dobrej kawy (bo ta empikowa pewnie daleka od tego była) i dopracować metodę zaparzania? Dzisiejszy dzień upływa zatem pod hasłem czytania, oglądania itp.
Wniosek jest taki, że chciałbym spróbować, ale...
V60 czy Kalita Wave?
Co Waszym zdaniem lepsze?