Pierwsze cuppingowe zabawy z nowymi ziarenkami zawsze dają mnóstwo uciechy
Najbardziej wyrazistą petardą na stole okazała się Burundi Bubezi - kompot z rabarbaru, bezdyskusyjnie. Gęba się cieszy, taka kawa.
Kolumbia Tres Dragones - złożony natural z jagodową słodyczą, stosunkowo podobny do Tabi spod Medellin, nie omieszkam spróbować tych kaw side-by-side. Faworyt Żony.
Liczyłem na miłe wrażenia z Birmy (pomny udanych wypałów kaw przywiezionych stamtąd przez forowicza) i takie też się pojawiły - Birma Ngu Shweli z obróbki honey to doskonała i bardzo wyrazista kawa z nutami tropikalnych owoców.
Rwanda Mutovu to faworyt kolegi, który załapał się na degustacje - owocowo-winna, coś jakby suszona żurawina, fajna.
Kenia AA Amukui jak na Kenię bardzo "dojrzała", bardziej słodka niż kwaśna, owoce raczej ciemne, czarna porzeczka.
Boliwia Flor de Mayo - wybornie i dostojnie zbalansowana, bez goryczki, słodka i delikatnie cytrusowa, z niezwykle przyjemnym karmelowymaftertejstem.
Te kawki siadły najlepiej.
Wichtelnowa Gwatemala z palarni z Norymbergi wypadła trochę blado - ale pewnie spora w tym zasługa daty palenia.
Brazylię i Meksyk - dość niepozorne w cuppingu już spróbowałem w espresso - to jest rewelacyjne dla nich przeznaczenie, zwłaszcza w jasnym, lekkim paleniu. Ipanema to istny nugacik