Trafiłem dzisiaj w Villeroy & Boch, WMF-a.
Czasu było mało, Pani się trochę dziwnie patrzyła, ale pozwoliła zrobić kawę, sprzęt de facto był też wyłączony.
Z tych "emocji" zapomniałem o młynku
.
Jak nie patrzyła szybko przeklikałem menu, dosyć intuicyjne.
Pyknałem szota na max ziarenek, 30 ml.
Kawa zasypana była paskudna, więc ciężko cokolwiek więcej powiedzieć.
Druga sprawa czasem w pracy machnę pseudo "espresso" z automatu, nie pijam takich spaluchów, więc nie mam odniesnienia do węglowo tytoniowych smaków.
Kawa była na równi z tymi co pijałem z automatów.
Od "wlączenia pompy" do zrobienia kawy ok 29
sekund, przy czym napar do kubka lecial jakies 12 -13 sekund plus minus, akurat mnie zagadała babeczka i odwróciłem wzrok.
Tak coś kojarzę że te bzyki i dzwieki pompy (pewnie jakaś
preinfuzja) trwały w sumie niecałe 15- 18 sekund.
Ekspres na żywo wygląda fajnie, trzeba przyznać, nie czuć tandetą, choć magnesem go nie przeleciałem
W sumie dziwnym by było, żeby taki sprzęt za 10 klocków wyglądał jak zabawka.
Pijałem już też z wysokiego modelu jury, moc ziarenek na maksa i też średnio mi smakowała, ale to raczej wina ziaren kawy.
Jeśli miałbym wybrać bez większej ilości testów i kaw, to wizualnie wolałbym WMF, od Jury bez dwóch zdań, takie dywagacje kawowego laika.
Kawa nie była najgorsza, ani najlepsza, ale co można powiedzieć więcej po 1 szocie.
Trzy godziny wcześniej piłem Meksyk z LM LM i nie ma porównania, taka dygresja.
Pewnie jak sie kupuje taki ekspres i pija się po kilka kaw dziennie to na czymś trzeba oszczędzać (tam gdzie pijałem z Jury), taki suchar