W metodach przelewowych też stosuję laboratoryjne metody: wagę, timer, guatemalę
. Może dlatego nie ciągnie mnie do tego, gdy jestem na urlopie. Wtedy wizyta w dobrej kawiarni załatwia sprawę. Wyciąganie np. drippera, dzbanka, czajnika, wagi, młynka na oczach śniadaniowych gości w hotelu, to trochę karkołomne działanie, więc phin lub zalewajka przynajmniej mnie budzą do życia
.
W przypadku espresso jest trochę inaczej. Ostatnio miałem okazję zająć się po raz pierwszy nowym (nieznanym mi) ekspresem i młynkami. Myślę, że espresso intuicyjnie czuję na tyle dobrze, by w manualnych i intuicyjnych trybach czuć się jak ryba w wodzie, czyli zastąpić przyrządy pomiarowe. Młynek odmierzał mi więc dozę kawy na moje oko w trybie manualnym, ekspres zaparzał espresso na moje oko w trybie manualnym... Gdybym miał to wszystko zmierzyć i zważyć, straciłbym czas i radość
.
Miałem okazję przetestować wtedy wszystkie moje mieszanki, niektóre palone jeszcze w listopadzie, a także te same palone w styczniu. Nowy ekspres (multibojler), dobre młynki (fiorki), dobra kawa -- espresso było za każdym razem po prostu słodkie i pyszne. Żadnych wielkich kwasów, żadnej goryczy, nic negatywnego. Zarówno Chocolate Wave, Stormy Weather i Ariadna. Niesamowite było porównanie Chocolate Wave z listopada i wersji świeżej. Dwa miesiące, jaka to różnica? Dwumiesięczna kawa ma aromat wyraźny, jakby podany na wyciągniętej dłoni; crema jest gładka i lśniąca jak lustro; wzorzystości piękne, smak łagodny. Świeża kawa ma ten sam aromat, ale trzeba go szukać wśród gęstych intensywności; crema jest większa i mniej wzorzysta, jej tekstura jest grubsza; smak jest mocny i wieloraki.