Od dłuższego czasu zastanawiamy się nad kwestią kaw z Brazylii. Niestety, pod koniec minionego roku stało się to dość drażliwą sprawą. Najpierw były niepokojące sygnały z Brazylii, potem raptowny wzrost cen i jeszcze bardziej przykry problem z fizycznym brakiem dostępności ziarna u stałego naszego kontrahenta. Nie wiadomo jak potoczą się sprawy w przyszłości i jaki wpływ na jakość ziarna będzie miała skomplikowana sytuacja na świecie. Być może dobrze byłoby Brazylię potraktować nieco luźniej i przynajmniej częściowo zastąpić ziarnem z innych krain? Jakie macie refleksje na temat kawy z Brazylii w ostatnich miesiącach?
Zastanawiam się też nad związkiem ogólnie rozumianej "jakości" kawy a zadowoleniem szerokich kręgów konsumentów. Dawno temu spotkaliśmy się z włoskimi badaniami nad percepcją produktów. Typową sytuacją jest, że bardzo dobrze oceniany przez ekspertów produkt jest źle oceniany przez zwykłych ludzi. I vice versa. Zatem prosta, tania kawa podbija świat, gdy jakieś wyszukane, fajne ale drogie kawy trafiają jedynie do wyszukanych odbiorców.
W ciągu minionego półrocza mieliśmy dość szeroki wybór i przekrój kaw z Brazylii właśnie. Zawsze celujemy nie w ten najtańszy segment ale szukamy kaw ciekawych i niebanalnych. Dlatego mieliśmy ziarna z Ecoagricola, Londrina, z różnych gospodarstw w regionie Cerrado, ale też Carmo de Minas. Przez wspomniane problemy z dostępnością, jedną z partii była dość zwykła Brazylia, z regionu Cerrado, określona jako Santos, Good Cup. Różnica między tymi wcześniej wymienionymi a tą ostatnią była od razu wyraźna. Hmm... profil tej kawy był prosty, czekoladowy i tylko tyle. A może aż tyle?
Mam dylemat, bo wydaje się, że niektórym taki profil odpowiada bardziej niż np. czekoladowo-cytrusowy.
Kilka dni temu miałem okazję pozwiedzać sąsiednie miasto Koszalin. Może nie ma tu tylu nowoczesnych kawiarni jak w Warszawie, ale bez wątpienia są i takie. Jest tu też taki jeden lokal, jakiego nie ma w Warszawie. Hasło "Il buon caffe" od razu kojarzy się z Italią. Jest to też nazwa baru, kawiarni o dość długiej historii. Znam ten lokal i jego właściciela od czasów początków moich zainteresowań kawą. Kiedyś nawet chcieliśmy tam zadomowić mieszanki Arcaffe, ale się nie udało. Wtedy właściciel był związany z Caffe Vergnano, pewnie dzierżawił ich ekspresy i młynki -- i nawet nie potrafił "spróbować" i wziąć torby innej włoskiej kawy w prezencie
. Dzisiaj w tymże lokalu jest większy wybór włoskich przebojów. Zamówiłem espresso i były to podobno ziarna marki Musetti o nazwie Cremissimo. Espresso zostało zaparzone bardzo dobrze i było też o dziwo dobre. Pogoda była zimowa, deszczowa, może byłem znużony i przygnębiony, bo ta kawa mi smakowała... może nawet w tym momencie bardziej niż wyszukane i zaparzone na LaMa Lineach kawki z rodzimych palarni. Sam nie wiem co o tym myśleć. Uderzyło mnie w tymże espresso: brak kwaśnego smaku i owszem sporo goryczy, ale także słodkie wrażenie. Może to na zasadzie kontrastu tak mi smakowało? A może gdybym miał przed sobą kilka filiżanek jednocześnie, to jednoznacznie raczej nie wybrałbym tej włoskiej kawy jako najlepszej...
I jeszcze garść refleksji z porannych doświadczeń z espresso. Zawsze czekam na tę chwilę, gdy rano zajdę do palarni, posprzątam w piecu i znajdę godzinkę na przetestowanie całego kawowego dobytku. Można by rzec: "Can't wait!" Ale potem, później po południu pojawia się reakcja: "Can't stand!". Gdy się tak rano opiję tych skondensowanych "naparstków", potem nie mam siły by w ogóle cieszyć się kawą. Ostatnio poczęstowałem parę bezdomnych znajomych pijaczków. Zaparzyłem im espresso. Przyznali mi rację, że można się tym bardziej najeść niż napić i że bardzo to mocne.
Espresso z Chocolate Wave. Brazylia z tych określanych jako: "chocolate/citric" a więc lepszych i z konkretnych plantacji. Poza tym sporo naturali z Kolumbii, Meksyku, Hondurasu i Etiopii. Espresso ma dać mi oprócz tej czekoladowej przyjemności także trochę aromatycznych fantazji. Pachnie więc ciekawie, w smaku ma nieco kwaśnego wyrazu. Zaparzona dla porównania Ariadna jest zupełnie inna: li tylko słodka i niekwaśna, taka się wydaje, całkiem przyjemna. Po chwili dłuższej kontemplacji i naprzemiennego łykania raz jednej raz drugiej, przychodzi refleksja, że jest jednak "gorsza" niż Chocolate Wave...