Zakończyłem już tegoroczne wakacje i tak się złożyło, że z rodziną spędziłem tydzień na tureckiej riwierze.
Jakoś tak przez przypadek, szwendając się po tureckim bazarku pomiędzy różnego rodzaju podróbkami zegarków Patek, butów Lacoste i skórzanych torebek Prady, w poszukiwaniu jakiś tam pamiątek, w końcu wpadło mi coś sensownego w oko i postawiłem na rozwój.
No bo co taki świromaniak kawowy jak ja mógłby sobie kupić na pamiątkę z Turcji?
Potem jeszcze odwiedziłem lokalną kawiarenkę gdzie serwowali turecki napar przygotowany, myślę tradycyjnie, bo w piaskownicy....
W hotelach to mają takie wymyślne elektryczne maszynki na 2 tygielki i grzeją sobie to dość szybko bez jakiegoś tam multiwrzenia (chyba bez) ale i tak kawa mi tam smakowała, mimo że lekko słodzona. Ma ciekawy aromat (ta z tej palarni jak na zdjęciu) jakby jakimś kardamonem, albo innym wynalazkiem lekko przyprawione. Ale to pewnie ranGo by wiedział, bo jest od tego specem, a przede mną doświadczenia i zabawa z nowymi gadżetami...
A propos młynek turecki, jak ze zdjęcia mle tylko drobno. Tzn jego konstrukcja jest dostosowana na potrzeby metody tygielkowej, nie udało mi się nim zmienić na tyle grubo, by zrobić V60.