Od października wyleżała się w lodówce tajemnicza próbka, którą dostałem od Was. 140 gramów, bez "kodu produktu". Dzisiaj już się dowiedziałem co to jest, ale nie zdradzę nazwy, bo i Wy otrzymaliście ją na testy a ja nie czuję się uprawniony do jej ujawniania. Powiem tylko, że pierwszy raz się z nią spotkałem a nawet net o niej milczy.
W weekend przyszedł na nią czas.
Ziarna różnej wielkości czyli mieszanka, z przewagą mniejszych ziarenek, bo jak dla mnie ich gabaryty plasują się poniżej średniej. Bez problemów można doszukać się perełek peaberry. Palone średnio (city? naciągając full city), suche, bez kropel olejków na powierzchni. Mi to pasuje. Chyba mam już za sobą czasy węgielków z okolic drugiego cracku, błyszczących się jak bruk po deszczu.
Pochłaniane jako espresso, tradycyjne 14 gramów i 28 g uzysku. Na testy użyłem po raz pierwszy wodę Żywiec Zdrój. O cremie nie za bardzo jest sens się wypowiadać. Jasnoorzechowa, trwała, najnormalniejsza w świecie, niezbyt gruba czyli 100% arabica. Ale ponieważ to próbka, przepakowana, która swoje odleżała więc na tygryska nie liczyłem.
Smak owocowy, słodki, jagodowy, przyjemny w moich odczuciach. Kompletny brak goryczki. Nawet w tych częściach języka bardziej nastawionych na wykrywanie smaku gorzkiego. Posmak krótki, kilka minut i po sprawie. Ale lepszy krótki przyjemny niż długi paskudny
Smakować jeszcze będę, mocniej nastawiając się na wyszukiwanie niuansów.
A w skrócie: kupowałbym