Arin LeverArin Lever
Spodobały mi się niewielkie gabarytowo ekspresy dźwigniowe z otwartymi bojlerami. Rozwiązanie trochę dziwne, bo woda w nich gotuje się, jak w garnku bez pokrywki. Ze względu na 58 mm portafilter chciałem kupić Mini Gaggię. Nazwa może trochę mylić, bo kojarzy się z Italią, a jest to produkt hiszpańskiej firmy Aplimont. Spodobało mi się także logo „Pierre Cardin”, widniejące na niektórych egzemplarzach. Interesował mnie ekspres do renowacji, ale w dobrym stanie i kompletny. Okazało się, że z takimi Gaggiami jest problem. Dostępne są albo całkowicie odrestaurowane maszyny, albo uszkodzone, często z pękniętymi bocznymi plastikowymi panelami. Kupiłem więc podobny konstrukcyjnie ekspres, również hiszpańskiej produkcji, o nazwie Arin. Były one produkowane w latach 60. i 70 - tych ubiegłego wieku, przez firmę Talleres Irimill z Barcelony. W prasie reklamowano je jako zdolne do zrobienia 60 - 80 kaw w ciągu jednej godziny. Jak na takiego maluszka z 0,4 l bojlerem, jest to świetny wynik, mogący sugerować dobrą stabilność temperaturową. Dźwigniowy guru - Francesco Ceccarelli, uznaje Arina za najmniejszy i najbardziej kompaktowy ekspres dźwigniowy na świecie. Zachwala genialny pomysł projektanta, czyli stworzenie grupy, która zawiera nie tylko tłok ze sprężyną, ale jest także bojlerem z grzałką. Całość jest przykręcona do ramy maszyny czterema śrubami. Wystarczy je odkręcić, a wtedy można przymocować „ekspres” do ściany, kuchennej szafki, lub innego wybranego miejsca.
"Ekspres" bez ramy
Arin Lever
Dane techniczne Arina:
Wymiary w cm: (W x S x G) - 28/46 x 18 x 28
Waga – 4,5 kg
Pojemność bojlera – 0.4 l
Moc grzałki – 450 W
Wewnętrzna średnica sitka, średnica tampera – 52 mm
Arin chociaż niewielki, wygląda całkiem nieźle. Ma wystającą chromowaną grupę z dźwignią, część obudowy (przód, górę i tył) ze stali nierdzewnej, i plastikowe czerwone boki z charakterystycznym logo.
Logo Arina
Arin Lever
Mój egzemplarz ma dodatkowy hebelkowy włącznik, w innych go nie widziałem, widać ktoś dla wygody sobie zamontował. Konstrukcja Arina jest wyjątkowo prosta, pierwsze dwie serie nie miały nawet termostatu, dopiero w ostatniej został w nie wyposażony. Początkowo chciałem zamontować termostat, ale nie jest potrzebny. Z Arina korzystam okazyjnie, a wybranie odpowiedniej temperatury parzenia nie jest problemem, wystarczy w otwór bojlera włożyć sondę termometru lub czujnik termopary.
Otwarty bojler
Arin Lever
Bezwładność cieplna grzałki wynosi około dwa stopnie. To znaczy, że po wyłączeniu grzałki temperatura wody w bojlerze rośnie jeszcze o dwa stopnie. Stabilność temperaturowa tego ekspresu jest dobra, grupa ma taką samą temperaturę, jak woda w bojlerze. Arin działa jak każdy dźwigniowy ekspres ze sprężyną. Po przesunięciu dźwigni w dół, woda wypełnia komorę pod tłokiem, chwila przestoju na preinfuzję, a po zwolnieniu dźwigni, sprężyna przeciska wodę przez przemiał. Espresso wychodzi ok, ale zwykle robię ristretto, bo niewielkie sitko Arina mieści około 7 g kawy. Na upartego można by dopasować portafilter z większym sitkiem, ale na razie nie widzę takiej potrzeby. Przy manewrowaniu dźwignią trzeba uważać, bo ekspres jest lekki i ma otwarty bojler z gorącą wodą. Lepiej nie suwać nim po blacie, bo jak ktoś ma pecha, to może się poparzyć.
W Arinie nie bardzo ma się co zepsuć, a serwisować też nie ma co. Do wymiany są raptem dwie uszczelki, jedna w grupie i druga na tłoku. Są jeszcze dwie uszczelki przy grzałce, ale te wymienia się rzadko. W sumie Arin to prosta, trwała i tania konstrukcja. Ci jakiś czas trzeba przesmarować uszczelkę na tłoku i będzie hulał. Szkoda, że takich ekspresów już się nie produkuje. Jak ktoś lubi małą, mocną kawę i nie przepada za mlekiem, powinien być z Arina zadowolony.
Arin Lever
Arin Lever