Kawa: Kenia Kagumoini AA, 100g
Źródło: Mastro Antonio,
Data palenia: maj 2013,
Sposób zaparzania: kawiarka 3cup - trzy próby, aeropress - 1 próba (metoda odwrócona, 14g/200ml),
Zastanawiałam się dość długo od czego zacząć, ale chyba najlepiej będzie, jak ten opis nie będzie odbiegał od innych. Mimo, że ta kawa, wzbudziła we mnie wiele pozytywnych emocji.
Po otwarciu opakowania wydobył się piękny zapach. Trudno mi określić co to za nuty zapachowe. Z pewnością wyczułam porzeczki, ale też kwiaty? Cudowny, świeży, bardzo przyjemny. Dawno już nie stałam z nosem w torebce wąchając coś tak przyjemnego. Podziwiałam piękne, duże nasiona, wypalone niezbyt ciemno, matowe, z resztkami łuski w bruździe. Jakość surowca godna pozazdroszczenia.
Na pierwsze próby wybrałam kawiarkę. Mielenie drobne (przydały się doświadczenia z Agustem) i spokojna, czysta ekstrakcja. Od razu widać, jak świeże są ziarna - pojawiła się ładna pianka, szkoda, że nietrwała. Dawno już nie oglądałam tak równej, spokojnej ekstrakcji. Zastanawiam się na ile to zasługa ziaren a na ile mojej zmiany podjeścia do zaparzania w ostatnim czasie. Ale do rzeczy... W filiżance odnalazłam orzeźwiającą kwaskowatość, wyraźnie odczuwalną na czubku języka, potem słodycz i łagodny długi aftertaste. Dominującą świeżość i orzeźwienie kwaskowatości idącej w kierunku wytrawnej aronii i czarnej porzeczki uzupełniało solidne, aksamitne ciało - o ile w przypadku naparu z kawiarki można użyć takiego określenia (ale wyjątkowo mi tutaj pasuje). Zazdroszczę tym, którym dane było spróbować espresso z tych ziaren. Musi to być niezwykle przyjemne przeżycie i wyobrażam sobie, że w drugim rzucie wyczuwalne są nuty miodu lub słodkich migdałów. Coś nieco cięższego, współgrającego pełnym ciałem (ukłon w kierunku Antonia
). Stygnący napar to inne, nieco mniej wyraźne doznania - łagodniejąca kwaskowatość, uwalnianie przyjemnego aromatu - znów znajomego mi a tak trudnego do określenia. W filiżance równie długo, jak w torebce trzymałam nos, siorbałam nieprzyzwoicie a jednak zapach nie przyniósł mi niczego znajomego na myśl, choć wiedzialam, że to coś, co znam.
Aeropress to zupełne inne odczucie. Niższa temperatura sprawiła, że kwaskowatość złagodniała, doszły nuty wyraźnej słodyczy owocowej, szkoda, że nie truskawki, ale też przyjemne, mniej wytrawne. Aeropress lubię za to, że przy niższej temperaturze zaparzania napar jest gotowy do picia i traci się mniej lotnych substancji, które uciekają, gdy napar kawiarkowy stygnie. Myślę, że zamknęłam się w temperaturze powyżej 80st.C, ale nie więcej niż 90st.C (moje doświadczenie laboratoryjne - przy ok. 70-75st.C na ściankach naczynia pojawia się para wodna).
W obu przypadkach nie znalazłam ani krztyny goryczy, ani odrobiny czekolady, żadnych nieprzyjemnych aromatów. Ta kawa to strzał w 10tkę mojego kawowego gustu. Symfonia aromatów, ostre solówki kwaskowatości i wciąż nowe nuty w miarę stygnięcia. To z pewnością nie jest kawa dla tradycjonalistów ani dla tych, którzy w espresso szukają spokoju i łatwej powtarzalności. Wymagająca i chimeryczna, bo łatwo jest przejść z kwaskowatości to nieprzyjemnego, niepijalnego kwasu.
Mam nadzieję, że Mastro Antonio na dłużej włączy ją do swojej oferty, bo ja na samą myśl o kolejnej filiżance mam tak:
Zdjęć nie będzie, bo zanim zorientowalam się, że możnaby coś sfotografować to ziaren już nie było.