Dzisiaj odważyłem się pojechać na moją wyspę rowerem. Góral prawie 30 letni i kiepskiej firmy, bo wolę łazić niż jeździć. Trochę się obawiałem, ponieważ w obie strony będzie z 46km, a droga w całości po asfalcie, z tymi oponami, w dodatku po krajowej, gdzie tir za tirem gna. Nic przyjemnego, ale dotarłem. Opracowałem sposób jazdy, który wg mojego nikłego obycia z rowerami okazał się optymalny. Ustawiłem przednią zębatkę na największą, a tylną na najmniejszą i przez całą drogę nie zmieniałem. Nie było pośpiechu, więc gdy dawałem radę to pedałowałem, jak zacząłem wjeżdżać na wzniesienie stawałem na pedały (pośladki odpoczywały
), a jak górka była wyższa prowadziłem rower na szczyt i jazda z góry na najwyższych przełożeniach.
W drodze powrotnej nie uśmiechało mi się wracać po szosie i być zdmuchiwanym przez tiry. Zajechałem do Dino, by kupić Oshee Igi Świątek i popytać, czy nie ma innej drogi. Obiło mi się o uszy, że zanim położyli asfalt, to był stary trakt, ale akurat te osoby, które były w sklepie o takowym nie wiedziały. Nawigacja też nic nie podpowiedziała. Postanowiłem, że pojadę drugą, trochę dłuższą drogą asfaltową, za to bez tirów. Ruszyłem w drogę powrotną. Po kilkudziesięciu metrach zauważyłem drogę żwirowaną, ale pojechałem dalej. Ta droga nie dawała mi spokoju, odezwało się przeczucie i po kilkuset metrach zawróciłem. Po chwili wjechałem do chłodnego lasu, gdzie żwirówka przeszła w zwykłą drogę, ale widać, że była naprawiana, posypywana, wyrównywana. Intuicyjna mi podpowiadywała, że to musi być ten stary trakt łączący, przechodzący przez dwa miasta z południa na północ w kierunku Prus, Jadźwingów i innych plemion napadających na północno-wschodnie Mazowsze. Odpaliłem nawigację i okazało się, że trafiłem w dziesiątkę, gdyż powrotną drogę będę miał krótszą o 5km, i to jeszcze w przyjemnym otoczeniu przyrody
Nie wiem, jak jutro z rana będę się czuł, zakwasy, ale jak będzie sprzyjająca aura, to samochód będzie zastąpiony rowerem w wypadach na wyspę