Dzielę się ciekawym doświadczeniem z pracy. Firma IT, biuro w centrum Krakowa, miła atmosfera, kulturalni, w większości młodzi ludzie. Na stanie codziennie ok. 15-20 osób. Rok temu zmieniliśmy wysłużonego philipsa cośtam, model mocno domowy, na Jurę E60. Wiadomo, biuro, więc ciężko o inną opcję niż automat, i tak były obawy, czy pokrętło do mleka to nie jest zbyt wielka komplikacja
.
Gdy philips działał, ziarenka kupowaliśmy dowolne, "markowe", z promocji. Po kupnie Jury stwierdziliśmy z szefem, że w sumie to nas stać i możemy kupować kawę za 60-80zł/kg. W końcu to IT a o zasoby trzeba dbać, bo konkurencja na rynku i jeszcze się zwolnią, więc przyzwoita kawa będzie dodatkowym "bonusem". Miesięcznie zużywamy ok 5kg, więc koszt jest pod kontrolą. Po paru testach stanęło na tym, że obracaliśmy pięcioma-siedmioma blendami, o różnym stopniu palenia, w miarę świeżymi (tak do 2 miesięcy, albo z lokalnej palarni albo marki która ma produkcję kontraktową), niespalonymi na węgiel jak niektóre "włoskie marki". Po zaprogramowaniu Jury nawet i "espresso" dało się wypić, biorąc poprawkę na wszystkie okoliczności, a z mlekiem to już w ogóle było spoko, da radę zrobić prawie flat white o całkiem przyzwoitym smaku i konsystencji. Z resztą sam w większości i tak sobie przelewam v60, ale dla odmiany zawsze miło wypić coś klasycznego.
Tak czy inaczej po paru miesiącach ekipie się znudziło (poza marudzeniem co jakiś czas, że "co ta kawa taka khhhwaśna" (ale, że różne mieszanki, więc po prostestach wsypywaliśmy coś bardziej upalonego i było spoko). Na pytanie, czy nie moglibyśmy pić jakiejś kawy bardziej markowej, np. czerwonej segafredo, stwierdziliśmy, że spoko, tylko musimy zużyć zapas.
I teraz będzie clou sprawy. Kolega, który zajmuje się robieniem zakupów, poszedł do biedry, kupił jakieś ziarna za dychę i przesypał do poprzedniego opakowania. Ziarna w takim stanie, że wyglądały, jakby każde było w cukrowej łupince albo pomalowane werniksem czy nawet żywicą. W niektórych nawet można się było przejrzeć, takie szkliste. Nikt się nie zorientował, niektórzy stwierdzili, że spoko, bo niekwaśna. Kontynuowaliśmy więc test, kupilismy Tchibo (na tle ziaren z biedry to specialty jest
), bo było na promocji (team zadowolony, bo w końcu jakaś markowa kawa) a gdy paczka zaczęła się kończyć znów wsypaliśmy do niej kawę z biedry (inny model, nie aż tak chamsko spalony, choć przy niej to lavazza czy pellini, które czuć ziemniakiem z ogniska to po prostu lekki, skandynawski roast
) i znów zero reakcji.
Teraz lecimy z czerwoną segafredo, która ma same zalety, bo: kosztuje ok 30zł/kg. Jest markowa. Nie jest kwaśna.
Krótko mówiąc niepotrzebnie wydaliśmy w firmie jakieś 2000zł w ciągu roku na lepsze ziarna, bo skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać. Ba, taniej jest nawet lepiej bo nie jest kwaśno i jest logo na torebce. Mnie nie robi, bo i tak sobie przelewam dripa, szef się trochę krzywi, bo lubi espresso, więc skończy się na tym, że będzie chodził do kawiarni za rogiem
. No ale cóż, w kawie w biurze chodzi o mleko, cukier, kofeinę i gorzki smak
. Bo kawa nie może być kwaśna
.