Myśleliście, że tak łatwo się poddałem?
Skoro już miałem wypalone ziarna, przyszedł czas na próbę numer dwa. Tym razem łuskanie ziaren poszło szybko, odważyłem 16,30g., wsypałem do wymytego i wychuchanego po ostatnim przytkaniu młynka, zmieliłem raz-dwa, przesypałem do sitka, zapiąłem kolbę, czas-start i po 30 sekundach uzyskałem 36 gramów bardzo gęstego, wręcz lepkiego, gorącego kakao, którego aromat wypełnił całą kuchnię.
A nie, zaczekaj...
Oczywiście młynek znowu mi się przytkał, tyle że nastąpiło to trzy sekundy później.
Zgodnie z tym, co pisał
@Antonio - kakao jest zbyt tłuste do mielenia tradycyjną metodą, ale nie poddałem się - wziąłem moździerz, tłukąc dziady z zawziętością. Problem w tym, że ta metoda ma ogromną wadę - część ziaren była zmiażdżona doszczętnie, część wciąż pozostawała bryłkami średnicy milimetra. Obawiając się całkowitego przytkania ekspresu kakaowym pyłem, stwierdziłem, że to już:
Ech, po dziewięciu sekundach miałem już niemal pełną filiżankę:
Kakao wyszło w miarę smaczne, ale bardzo wodniste. Coś jak napoje kakaowe typu "Puchatek", tyle, że bez cukru.
Reasumując - jak ktoś nie ma odpowiedniego sprzętu, którym będzie w stanie uzyskać jednorodny "przemiał", to niech sobie nie zawraca tym nawet głowy. Mnie to kosztowało sporo bezużytecznego wysiłku, w tym dwukrotnego rozbierania młynka na części pierwsze i mozolnego mycia żaren.
Nie polecam,
Robert Makłowicz
Edytka - zapomniałem napisać, że po ekstrakcji oczywiście całą resztę z sitka wyjadłem łyżeczką.