Kawa kryje w sobie wiele niespodzianek, niedawno ponownie się o tym przekonałem. W polskiej palarni kupiłem peruwiańską arabikę, nazwa palarni nie ma znaczenia, bo to nie o nią tutaj chodzi. Z firmowego opisu wyglądała na uniwersalną do różnych metod parzenia, wymieniona była nuta czekolady i wysoka kwaskowatość, palenie średnie. Zacząłem od espresso, wyszło dosyć smaczne, goryczka przeplatała się z kwaskowatością. Następnie spróbowałem jej w aeropressie. Z powodu sporej kwaskowatości użyłem wody o temperaturze 85 stopni, metoda odwrócona, a czas parzenia, bez przeciskania, 90 sekund. Napar wyszedł przede wszystkim kwaskowaty z niewielką goryczką, słabe body, nic specjalnego w sumie. W następnym parzeniu planowałem podnieść temperaturę wody i zwiększyć dozę, żeby wzmóc goryczkę i obniżyć kwaskowatość. Liczyłem na ten singiel w dripie, ale z powodu sporej goryczki w espresso, zrezygnowałem z tego sposobu parzenia. Ale wczoraj coś mnie podkusiło, i wbrew logice oraz wcześniejszym doświadczeniom, zrobiłem drip. Żeby zniwelować goryczkę, temperatura wody wynosiła 80 stopni, czas przelewania dwie minuty. No i pełne zaskoczenie, spodziewałem się byle czego, a wyszedł naprawdę smaczny napar. Minimalna goryczka, sporo pozytywnych kwasków, i bardzo dużo owocowej słodyczy, której nie było w poprzednich metodach. Wygląda, że dopiero grube mielenie wyzwoliło słodycz z peruwiańskich ziarenek.