Witam wszystkich zaciekawionych.
Dzięki uprzejmości Michała ze sklepu Konesso, otrzymałem do testu ekspres Lelit Glenda, wersję bez PIDa.
Celem testu było porównanie z innym urządzeniem tego typu - popularnym Rancilio Silvia. Porównywaliśmy z kolegą te ekspresy pod kątem budowy, wykonania, wygody użytkowania oraz otrzymywanych rezultatów pod względem smakowym.
Rancilio Silvie wraz z młynkiem Rocky SD, później z Baratza Sette AP30 użytkowałem przez ponad 2 lata. Obecnie posiadam Lelit Bianca z młynkiem William PL72
Jeśli chodzi o budowę: oba urządzenia to niższa, ale nie najniższa półka w kategorii jednobojlerowych ekspresów kolbowych. Gabarytowo bardzo podobne, w pierwszej kolejności rzuca się w oczy polerowana stal Lelita, w przeciwieństwie do szczotkowanej stali Rancilio Silvii. Silvia sprawia wrażenie mocniejszej konstrukcji, portafilter jest chyba z tych stosowanych w urządzeniach gastro, jest ciężki i solidny, Lelit jako całość natomiast sprawia wrażenie lżejszego, bardziej slim, przy dokręcaniu kolby w grupie bywa, że ekspres przesuwa się cały, trzeba sobie czasem trochę pomóc i stabilizować go drugą ręką.
Jeżeli chodzi o czas rozgrzewania – bardzo podobny. Z moich doświadczeń wynika, że im bardziej/dłużej rozgrzana Silvia – tym stabilniejsza ekstrakcja, powtarzalność i jakość naparu.
Glendę też warto dobrze nagrzać. Te 0,5h jest optymalne moim zdaniem.
Ani Silvia, ani Glenda nie mają PIDa. Można bawić się w spuszczanie wody, można nic nie robić. Lelit dysponuje termometrem na pokładzie, ale jego bezwładność jest zbyt duża. Przy tak małej pojemności bojlera przy każdym ruchu pompy temperatura wody zmienia się momentalnie i ten termometr zwyczajnie nie nadąża na tyle, żeby praktycznie z niego korzystać.
Sam smak espresso jest bardzo podobny, zależy to pewnie od kilku zmiennych, które w normalnym użytkowaniu faktycznie są zmienne, czyli: temp wody, ubicie, doza jaka akurat sypnie z młynka, czas ekstrakcji. Mając to same ziarno ciężko uzyskać na każdej z tych maszyn dwa z rzędu identyczne napary, a cóż dopiero porównując bezpośrednio z obu. Ale przy dobrym ziarnie, przemiale i technice - napary jakościowo są wg mnie porównywalne.
Na minus Lelita zaliczyłbym sposób wlewania wody. Celować trzeba w małą dziurkę, jeżeli nie chcemy bawić się w wyciąganie baniaka. Istnieje za to optyczny wskaźnik poziomu wody, jeżeli ktoś ma potrzebę – można korzystać.
Na plus dla Lelita, i to może dla niektórych duży plus, zaliczyłbym względy estetyczne, a konkretnie układ młynek William (najlepiej polerowany) + Lelit Glenda. Otóż Silvie też można zestawić z „dedykowanym” młynkiem Rocky, ale dla mnie te dwa młynki to zupełnie inna klasa. Moim zdaniem Rocky nie nadaje się do espresso w ogóle, William natomiast nadaje się świetnie. Jest cichy, szybki, prawie nie zbryla, mam nadzieję, że się nie psuje, daje bardzo dobry przemiał. Rocky jest jego przeciwieństwem. Mimo, że się nie psuje, i mimo że jest tańszy - do espresso nie wziąłbym go dziś za darmo. Mam oba, raczej wiem o czym piszę.
Lepiej też jest w Lelicie zaprojektowana tacka pod grupą. Jest większa i plastikowa, co pozwala na łatwiejsze wyjmowanie bez niebezpieczeństwa rozlania brudnej wody oraz łatwiejsze mycie niż w przypadku metalowej tacki Rancilio – problemy z pojemnością tacki w Rancilio są dość powszechnie znane.
Jeżeli chodzi o spienianie mleka: w Lelicie trochę mniejsza końcówka dyszy i być może lepszy układ otworów pozwalają na lepszą kontrolę – Silvia słynie z dużego wyrzutu pary, ochlapana kuchnia itd. Z jakichś powodów jednak dłużej w Lelicie trwa zrzut skroplonej wody z dyszy. W Silvii sucha para pojawia się szybciej.
Jeżeli ktoś urządza się w stylu Bauhaus i nie jest specjalnie wymagający – układ Silvia Rocky – jest od biedy do przeżycia.
Jeżeli ktoś szuka bardziej wyrafinowanej stylistyki i zależy mu głównie na espresso – Glenda + William jest wygraną kombinacją. Piękny komplet. Wprost książkowo: młyn trochę droższy od ekspresu.
Oba sprzęty zrobią poprawne espresso, ale jak wszędzie trzeba dysponować dobrym przemiałem. Różnice cenowe są wg mnie pomijalne, decyzja może zależeć od wymagań estetycznych. To sprzęty z tej samej półki, ze wszystkimi wadami i zaletami jednego małego bojlera. Silvia przez swoją toporność może paradoksalnie okazać się łatwiejszym sprzętem, ale Lelitowi nic nie brakuje, jeżeli coś idzie nie tak - w obydwu przypadkach jest to wina braku umiejętności.
Jeżeli dziś szukałbym jednobojlerowca w tych cenach – kupiłbym Glende i Williama. Gdybym miał już dobry młyn – może jakiś wyższy model, być może przejrzałbym oferty jeszcze innych producentów, albo właśnie Glendę z PIDem.
Andrzej