Siema, mam nadzieję, że już po obiedzie.
Bo w tajemnicy podzielę się z Wami swoim przepisem na pizzę w stylu rzymskim - czyli cienkie i chrupkie ciasto.
Starałem się znaleźć złoty środek między prostotą procedur a jakością wykonania (drogą eliminacji odpadły procesy typu dojrzewanie ciasta czy pichcenie sosu)
Skonstruowałem go w formie autorytatywnego poradnika.
Porcja na 3 małe pizze dla jednej ekstremalnie głodnej osoby albo dwóch kulturalnie głodnych.
1. Uświadamiamy sobie, że możemy zrobić zjawiskową, prawdziwą włoską pizzę w domowym piekarniku.
2. Kupujemy nagrobek.
Tzn granitowy kamień do pieczenia - na przykład od tego pana:
http://allegro.pl/naturalny-kamien-przepis-do-pizzy-los-kol-lopatka-i5061794894.html . Prosimy o przycięcie pod rozmiar naszego stelażu w piekarniku, w komplecie dostajemy praktyczną łopatkę i badziewny przepis.
Ten punkt jest ważny. Nie ma nagrobka - nie ma TAKIEJ pizzy.
3. Włączamy piekarnik w którym jest już kamień na dolnych szczebelkach, ustawiamy na maksa - ile fabryka dała. Ja daję bez 240 stopni bez termoobiegu. Niech się grzeje co najmniej godzinę zanim włożymy pizzę. Albo dwie.
4. Otwieramy piwo (Pierwsza Pomoc od Pinty lub jakiś monachijski Pils), bierzemy dwa łyki.
5. Do michy od robota kuchennego wsypujemy 300g tej mąki:
4 gramy tych drożdży
, dwie szczypty soli, dwie szczypty drobnego cukru, i ze dwie łyżki oliwy
6. Odmierzamy w szklance 80ml otwartego już piwa i 80ml ciepłej wody niskozmineralizowanej. 160ml uzyskanej cieczy wlewamy do michy i wstawiamy do robota z końcówką do kręcenia ciasta. Zapuszczamy na dość wysokie obroty.
7. Sączymy piwo - wszak została prawie cała butelka - niech robot się męczy. Po 10 minutach sprawdzamy jak mu idzie. Ciasto zapewne jest zbyt lepkie i nie zebrało się w kulę, więc dosypujemy trochę mąki. Niech jeszcze pomieli. Dosypujemy jeszcze mąki po trochu, żeby ciasto ostatecznie było na granicy lepkości, bardzo delikatne i puszyste. Ani trochę twarde. Wyłączamy robota, dla pewności gnieciemy kilka minut ręcznie. Gniecenia nigdy za wiele.
8. Z gotowej bryły ciasta odmierzamy 3 kulki po ok. 170-180g każda, odkładamy na posypaną mąką powierzchnię (lub zostawiamy oddzielone w misce) i przykrywamy całość WILGOTNĄ ścierką (inaczej przyschnie i zrobi się skorupka). Przez pozostałe do ostatecznego nagrzania pieca pół godziny - ciasto niech podrośnie.
9. Przystępujemy do przyrządzenia pizzy. Na posypanej mąką łopatce staramy się, by placek osiągnął kształt i grubość pizzy (ok. 2mm). Ręką, wałkiem - czymkolwiek się da.
10. Sos. Dla wielu to pewnie herezja, ale daję sos z puchy, o ten - dostępny w Kauflandach:
Czasem biorę koncentrat Bio z Rosmanna (ten w tubce) i rozrabiam go z oliwą i przyprawami. Świeże pomidory w sklepach są zazwyczaj kiepskie i nie odwdzięczają się po prostu dobrym sosem do pizzy, poza tym to też jest nieco zachodu, a my chcemy spokojnie dopić piwo, a nie babrać się ze skórkami od pomidorów. No chyba że chcemy przyszpanować margheritą, wtedy do sosu trzeba się przyłożyć.
11. Dodatki. Najpierw kładziemy mozarellę. Od święta niech to będzie buffala z Almy czy jekiegoś specjalistycznego sklepu, a jak nie ma okazji lub oszczędzamy to Piątnica czy inny Galbani w bóóólach przejdzie. Podstawowa zasada z dodatkami - im mniej tym lepiej.
Włączamy wyobraźnię i komponujemy. Osobiście polecam eksperymenty z cukinią, bakłażanem, karczochem i... jajkiem.
12. Gdy gotowa - hyc do pieca. Gdy upieczona (ok. 10 minut) i brzegi zaczynają się rumienić - wyjmujemy.
Przed podaniem cyk trochę oliwy i oregano (polecam świeżą rukolę!) i ta-dam!