Żarty żartami... biję się w pierś bo sam do niedawna piłem tylko jakobsy i tym podobne. Fakt ten wynikał głównie z niewiedzy czy też po prostu nieświadomości... Moja kawowa (nie)wiedza prezentowała się mniej więcej tak: robienie kaw może być ręczne: bez fusów-rozpuszczalna, z fusami-zalewajka (czyli po turecku
), ze wsparciem maszynowym: ekspres przelewowy-wersja dla ubogich, kapsułkowy-chemia, ciśnieniowy ręczny-beznadziejny bo dużo roboty przy tym i szczyt szczytów czyli automat, marzenie kawowego laika
. Jesli chodzi o samą kawę to były kawy kiepskie-np taki Fort, całkiem dobre-Jakobsy itp, cała masa dziwnych drogich typu Segafredo, których nie warto próbować zapwwne oraz synonim luksusu, kawowy Olimp czyli Lavazza. Zaryzykuję twierdzenie, że dla większości społeczeństwa tak to własnie wygląda... i jako, że społeczeństwo się bogaci nie jest to wynikiem tego, że ludzi nie stać na dobrą kawę...
U mnie droga do nawrócenia zaczęła się od sympatycznej pani z firmy Czar kawy sprowadzającej kawę z całej Europy. Odebrałem od niej kilka lekcji na skawińskim targu nt kawy i jej palenia. Niewiele co prawda rozumiałem gdy mówiła o jasnym i ciemnym, długim czy krótkim paleniu... Dowiedziałem się m.in., że Lavazza to raczej dolna półka, masówka, że najlepiej popróbować kaw z lokalnych palarni... OK, pomyślałem, może kiedyś, jak do Włoch pojadę na wycieczkę? Skąd ja wezmę w Polsce palarnię kawy? W życiu o takich nie słyszałem... Potem przyszła złość, że otrzymany w prezencie "młynek" Camry 4439 nie mieli jak powinien. Jak to? 130zł i taki szajs?
Przełomem była rodzinna decyzja, o wstąpieniu na "kawowy Olimp" i zakup automata
Wtedy to trafiłem na WOK i ...
No cóż, trzeba Wam (hmm nam
) głosić z zapałem dobrą kawową nowinę z nadzieją, że ziarno (słowo) rzucone trafi na podatną glebę i wyda plon obfity... czego Wam o sobie życzę:)
Powoli zaczynam nawracać naród w biurze:) Na razie, w wyniku opowieści o smaku truskawek, jagód czy brzoskwiń w kawie, muszę tłumaczyć, że to nie wynik chemii