Kolejny weekend i kolejne miejsce zaliczone do "dwa razy - pierwszy i ostatni" czyli Moko-tuff
Fajne miejsce (lokalizacyjnie) i może zamiast zalety przerodziło się to w problem.
Ale od początku - spory lokal, dość duży choć miejsca nie jest przy stolikach wiele.
Luz, czyli to co lubię choć brak klimy w takim lokalu to już w ostatnich czasach spory problem.
Wiem, są wiatraki - ale niech ktoś je ogarnie z kurzu, szczególnie jak stoją włączone 50 cm od twarzy
Przy zamówieniu lojalnie uprzedzają, że długo (OK, ale kurcze w lokalu z 10 osób i widać że zasiedziałe.... )
Na doppio, mrożoną frappe oraz macchiato czekamy z 15 minut, jest.
Przyznam, że ta wagowa nowa moda jest do dupy - otrzymuję relatywnie rzadkie doppio, ale aby (zapewne)
waga była OK to całą małą filiżankę - prawie po brzeg. Kawa chyba z C.P., słabe body, prawie wodnista i nie
wiem dlaczego ale parzę sobie język przy pierwszym łyku. Brrrr.
Na koniec zagaduję baristę i potwierdza że body jest delikatne, a objętość? Mówi że espresso podwójne to 34,5 g.
Odpuszczam. Idziemy do Filterków.