Ok, jestem po spotkaniu z Jamesem Hoffmanem. Bardzo ciekawe i pouczające. Temat: "Jak przeszłość pozwala przewidzieć przyszłość"
Zaczął od roku 2005. Na sali oprócz niego w 2005 roku kawą specialty interesowała się jeszcze tylko jedna osoba - Colin Harmon.
W tym roku w Londynie były 4 palarnie, które paliły arabikę i dwie kawiarnie "speciality". Obie były niesamowicie zatłoczone - w pierwszej sprzedawano 2000 kaw dziennie, druga zużywała 200kg kawy tygodniowo. Co ciekawe, w jednej z nich naczelną zasadą było upychanie w kolbę jak najwięcej kawy. Raz sprawdzał i było 28 gramów. Z czego w kubku lądowało 20 gramów. Wszyscy się zachwycali jaka ta kawa słodka, miała tylko 5% robusty. Ciekawostka: przez następne dwa lata, właściwie nikt nawet nie pomyślał o tym, żeby zakładać biznes kawowy (nie mówimy tu o kawie jako dodatku). W tym roku W całej Anglii wypalano około 100 ton kawy „speciality”.
W 2006 roku, pierwszy raz wystartował w UKBC. Poziom tego określił jako "symboliczny". Gdy podawał kawę sędziom, wylał dwie na nich. Sędziowie się uśmiechnęli i powiedzieli - spoko James, napijemy się z jednej filiżanki. Zajął 5 miejsce.
2007 - wygrał WBC. Po czym jedna z największych stacji telewizyjnych w Anglii, poprosiła go o wywiad. Wystroili się, przygotowali natchnione przemówienia jak to kawa powinna smakować itp.
Z całą rodziną i przyjaciółmi czekali na to w wiadomościach. I wiecie jak to jest w wiadomościach – coś strasznego, depresyjnego, złe informacje, znowu coś złego i przed podsumowaniem, jakaś krótka anegdota, jacy tam ludzie mogą być dziwni. Prezenter zapowiada: „a teraz zobaczymy grupkę ludzi, którzy uważają, że kawa smakuje jak owoce i kwiaty. Przy czym mówią, że żeby ją pić, trzeba ją specjalnie przygotwać z wagą i stoperem. No cóż, niektórzy mają więcej wolnego czasu i dziwnych pomysłów”
2008- rusza Square Mile, początkowo wypalają w małym piecu tylko dla siebie. Kolejna palarnia odpuszcza i sprzedaje piec. Hoffman kupuje 35kg Probata (nie jestesm 100% pewny, czasem słabo było słychać) za 3.5 tysiąca funtów. Biznes się rozkręca, dostają więcej zamówień, ale nigdy nie godzili się na wypalanie dla firmy XYZ jeśli firma przepakowywała paczki i sprzedawała jak swoje. Hoffman powiedział, że to najgorsze co można spotkać w biznesie kawowym, a bardzo popularne teraz na wyspach.
2010 – Szczyt popularności kawy i... koniec nowości. Stagnacja. Owszem nowe drippery itd., ale żadnej rewolucji. Od tamtej pory nic ciekawego się nie wydarzyło w kawowym świecie. (jak zawsze jego marudzenie
)
Na wyspach około roku 2009, gdy ludzie pytali: „Gdzie w Londynie napije się dobrej kawy?” Było może 3 miejsca do polecenia. Ludzie jechali przez całe miasto na dobrą kawę. Teraz gdy ktoś zadaje to samo pytanie, odpowiedź brzmi: „a na której ulicy?”. Co jest dobre i złe. Dobre, bo nie trzeba się napracować, żeby napić się dobrej kawy. Złe, bo powoli zaciera się różnica między naprawdę dobrą kawiarnią, z pasjonatami za barem, a przeciętną hipstersko-drwalową kawiarnią nastawioną tylko na zysk.
Sporo innych opowiastek jak np. zwołał spotkanie, chyba w 2006 roku, WSZYSTKICH na świecie, którzy są zainteresowani kawą speciality – było około 100 osób, z Australii, Norwegii, Stanów – ogólnie z całego świata. Wtedy sobie poprzysięgli, że rozpowszechnią kawę jak tylko się da. Jak widać – udało się.
Na chwilę obecną Square Mile wypala 200 ton kawy rocznie i zaopatruje ponad 5000 miejsc na całym świecie.
Najgorsza rzecz jaka go spotkała w biznesie to stworzenie rodzinnej atmosfery w firmie. Owszem, musi być atmosfera przyjacielska, ale, cytuje: „let's be honest, every single family in the world is fu*ked up”. Doszło do spięć, przez co wzrosły rachunki, a kiedy firma nie może spłacić rachunków, przestaje współpracować z nieopłacalnymi/ spóźniającymi się z płatnościami klientami. Przez co ma świadomość, że przez niego kilka biznesów się rozpadło i ludzie stracili swoje pieniądze.
Jedna z najgorszych rzeczy w świecie kawy to tzw włoski marketing. Czyli roaster przejmuje sklep. Na przykład chcę sobie otworzyć kawiarnię „Tratatata” i zamawiać kawę od Illy. Przyjeżdża pierwsza dostawa kawy i pół ciężarówki gadżetów, kubków, naklejek, znaczków, podstawek, tabliczek z napisem Illy. Przez co klient już nie pamięta jak nazywa się kawiarnia, tylko zapamiętuje „noo, to czerwone na i „
Podsumował, że zawsze w przyrodzie są pewne cykle i tak samo w biznesie. Ktoś w końcu zrobi jakąś rewolucję i ktoś następny tą rewolucję pociągnie, a obecne speciality coffee będzie się z tego śmiać. Aż w końcu ta nowa dziedzina ewolucji kawowej będzie się śmiać z speciality coffee.
Żeby nie było wątpliwości czy oskarżeń - nic co tutaj napisałem, nie jest moim zdaniem. Fakt, z większością się zgadzam, ale napisałem to czysto informacyjnie.